Opowiem wam teraz o dwóch nocach spędzonych w Barcelonie. Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wykombinowała, by nie zwiększać kosztów. Postanowiłam więc przenocować na lotnisku. Jest taka strona www.sleepinginairports.net, na której każdy może podzielić się wrażeniami ze spania w tych właśnie miejscach. Zachęcona opisem stwierdziłam, że to niegłupi pomysł. Zdarzyło mi się już spać w ten sposób w Modlinie i Gdańsku i wszystkie noclegi oceniałam bardzo dobrze.
⇽Poprzedni wpis
Tym razem, nocując na
barcelońskim El Prat było nieco inaczej. Pierwszej nocy nie miałam żadnego
problemu - no może oparcia krzeseł przeszkadzały w wygodnym ułożeniu ciała, ale
mimo to wyspałam się (w stoperach i
opasce na oczy). Nikt mnie nie budził - a przynajmniej nie z premedytacją - do
8:20. Pewnie mogłabym spać tam nawet dłużej. Muszę jednak dodać, że była to
strefa zamknięta – tzw. duty free, w której zostałam po nocnym lądowaniu. Był
to terminal 1.
Sytuacja zmieniła się,
kiedy zachęcona wcześniejszym sukcesem, postanowiłam przyjechać na lotnisko
tylko po to, żeby się przespać. Mój samolot odlatuje dopiero wieczorem, a nie
chciałam tak wcześnie przechodzić przez kontrolę bezpieczeństwa i skracać
zwiedzania miasta. Na miejsce noclegu wybrałam terminal 2. Po krótkim
spacerze, zauważyłam kilka schowanych i niewidocznych miejsc, w których być może
nikt by mnie nie znalazł, ale z uwagi, że jestem tu sama, stwierdziłam, że
bezpieczniej będzie ulokować się na krzesłach, w pobliżu trzech innych
dziewczyn. Znalazłam miejsce, w którym ktoś wyrwał oparcie, więc pomimo tego,
że siedziska były metalowe i zimne, spało mi się całkiem dobrze.
O 4:20 obudziło mnie
głośne „Hello” i poszturchiwanie. Zanim zaczęłam kontaktować, ochroniarz już
odchodził mówiąc, że mam usiąść. Było to dla mnie zupełnie nielogiczne - dlaczego akurat teraz mam siedzieć, skoro do tej pory mogłam leżeć. Zniknął mi
z oczu, więc położyłam się z powrotem. Po dwudziestu minutach sytuacja się
powtórzyła i wtedy wiedziałam już o co chcę zapytać. Po angielsku zadałam
pytanie „Dlaczego”, ale informacja zwrotna nic mi nie dała. Dowiedziałam się,
że nie można, bo nie można. Ochroniarz znów czym prędzej się oddalił, a ja
przeniosłam się na podłogę, dwa metry od krzeseł, w wąską wnękę między oknami,
a jakimś pomieszczeniem. Po godzinie znów zostałam obudzona. Nauczona
poprzednią konsternacją stróża, zapytałam go tym razem po hiszpańsku o co
chodzi. Powiedział, że to otwarta strefa, więc nie można tu spać po godzinie
4:00. Dodał jeszcze, że to nie camping i sobie poszedł.
Stwierdziłam, że nie będę
już czekała, aż obudzi mnie czwarty raz i poszłam do łazienki, a potem siedząc
pod ścianą (i ładując laptopa), dokończyłam niniejszy wpis – są więc i dobre strony. W terminalu
widziałam wiele osób śpiących na siedząco, a wśród nich był niezbyt ładnie
pachnący żul. Prawdopodobnie przez takie osoby jak ja i on, wprowadzono te
kretyńskie zasady.. no cóż, przespałam w sumie około pięciu godzin, więc nie
jest najgorzej. Jest już dziewiąta i od godziny niebo jest jasne, a mnie naładowały się prawie
wszystkie baterie, więc jeszcze tylko zrobię sobie zupkę chińską i ruszam
odkrywać nieznane mi zakątki stolicy Katalonii, by wieczorem wylecieć stąd w
kolejne miejsce. Niebawem dowiecie się jakie! ;)
Dziś nie było zbyt wielu zdjęć, ale za to w następnym wpisie będzie ich cała masa! Zapraszam za tydzień - pokażę wam wnętrze Sagrady Familii ;)
Miejsce mojego posłania |
Pan żul |
Dziś nie było zbyt wielu zdjęć, ale za to w następnym wpisie będzie ich cała masa! Zapraszam za tydzień - pokażę wam wnętrze Sagrady Familii ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz