Po wyjściu z terenu
hotelu, skierowaliśmy się najpierw w stronę odległego centrum miasta idąc
wzdłuż ogrodzeń i murów.. Dokładnie tak – plaża i tereny do niej przyległe były
odgrodzone od ulicy. Pierwsze wejście, które minęliśmy było pilnowane przez
policjanta. Za jego plecami wznosiły się szare, kilkupiętrowe pawilony.
Podeszliśmy do stróża, pytając o możliwość wejścia w tym miejscu na plażę, a on z uśmiechem powiedział,
że ten teren jest zamknięty, ale obok mamy hotel i tam można przejść do morza..
jakbyśmy nie wiedzieli..
Kierowaliśmy się dalej w stronę centrum idąc dziurawym
chodnikiem, ale nie tak dziurawym jak w naszym kraju, tylko z półmetrowej
głębokości dziurami wypełnionymi śmieciami. Po 10 minutach
doszliśmy do kolejnego wejścia, opatrzonego tabliczką teren rządowy, więc postanowiliśmy
cofnąć się i poszukać czegoś po przeciwnej stronie od hotelu.
Jedno z "wejść" na plażę. Na niebieskim znaku widnieje napis Government Residence |
Zmarnowaliśmy
znów jakieś 20 minut, cały czas idąc wzdłuż ogrodzeń, aż wreszcie
stwierdziliśmy, że spróbujemy wrócić na hotelową plażę. Był to dość ryzykowny
pomysł, bo jeśli ktoś widział nas śpiących pod altaną, to moglibyśmy mieć
problemy. Nasze podejrzenia sprawdziły się już przy próbie ponownego wejścia na
teren obiektu, ponieważ z budki wyszedł stróż i zaczął nas pytać bardzo
połamanym angielskim, czy spaliśmy tutaj dzisiaj. Udawaliśmy głupich i
powtarzaliśmy tylko „plaża, plaża”, a on coraz pewniej stwierdzał „yes, you
sleep here today and no pay! Where you from?” Udając nieznajomość angielskiego,
wycofaliśmy się skutecznie i postanowiliśmy, że opuszczamy Albanię.
Droga na wylotówkę była
długa, a kiedy stanęliśmy na odpowiednim rondzie, spostrzegliśmy, że miejsce to
jest nieoznaczonym przystankiem autobusowym. Grupa mężczyzn oddalona o jakieś 6
metrów, gapiła się na nas ponuro w zasadzie bez przerwy – trochę dziwne uczucie,
do którego w Albanii należy się przyzwyczaić.
Wschód słońca |
W związku z tym, że ruszyliśmy
o wschodzie słońca, a autostop łapało się bez problemu, to już o ósmej rano
byliśmy w Szkodrze. Stwierdziliśmy, że rozłożymy się gdzieś nad Jeziorem
Szkoderskim i tam dośpimy, a po południu pojedziemy dalej i kolejną noc
spędzimy na czarnogórskim wybrzeżu. Nie wszystko przebiegło jednak zgodnie z
planem.
Zostaliśmy wysadzeni w
centrum miasta i nie wiedzieliśmy, jak daleko jest do plaży. Szliśmy w jej
stronę, po drodze widząc jak młody chłopak zabija na chodniku węża kamieniem. Potem minęliśmy dziurawy, drewniany most i zatrzymaliśmy się w sklepie w bardzo biednej
dzielnicy, by zaopatrzyć się w piwa. Przechodziliśmy też obok strojnie ubranej
grupy weselnej. Próbowałam im robić zdjęcia z daleka, a gdy to zauważyli,
przywołali nas do siebie i tym sposobem zrobiliśmy sobie z nimi fantastyczną
fotografię.
Po 20 minutach marszu z
ciężkimi plecakami, zmęczeni i niewyspani, (ruch samochodów był w zasadzie
zerowy), w końcu stwierdziliśmy, że nie ma sensu iść dalej - tu jest ładne pole
nad samą wodą, więc spróbujmy się na nim rozłożyć. Tak też zrobiliśmy.
Nasze miejsce nad wodą |
Wskazywałam miejsce, w
którym przed chwilą była moja głowa i mówiłam tylko „Wąż! Tam był wąż, za raz przy mojej twarzy!” Czułam jak moje serce
bije nienaturalnie szybko, więc przysiadłam na innej karimacie. Pamiętam, że gad
był ciemnozielony, z jaśniejszymi plamkami, o ciele średnicy około 2 cm, czyli
raczej niewielki. Gdy się nieco uspokoiłam, od razu przyszły mi do głowy czarne
myśli.. bo co by było, gdyby zwierze ukąsiło mnie w szyję, albo w twarz? Rękę,
czy nogę można zawiązać, odciąć dopływ krwi na pewien czas, ale co z głową..
Nie mieliśmy pojęcia, czy wąż był jadowity. Na szczęście okazał się
nieagresywny, więc obyło się bez akcji ratunkowej.
Takich znaków nie można
lekceważyć, dlatego mimo, że nie udało nam się zasnąć, postanowiliśmy wracać do
miasta. Bardzo chcieliśmy kupić sobie pamiątki z piękną, albańską flagą, a że w
Szkodrze mogły one być jedynie przy twierdzy wzniesionej na wzgórzu, zagraliśmy
w papier, kamień, nożyczki, o to, kto się tam wdrapie.. i przegrałam. Ania
stwierdziła, że pójdzie ze mną, więc zostawiłyśmy bagaże z Piotrkiem, w taniej
restauracji i ruszyłyśmy stromą ścieżką.
Twierdza Rozafa |
To jak jest w końcu z
tą Albanią? Cóż, piękna, dzika – nie da się ukryć; raj autostopowy – w naszym
przypadku z całą pewnością; bezpieczeństwo – skłamałabym pisząc, że czułam się
tam zupełnie bezpiecznie, jednak wizje porwań i zabójstw są mocno na wyrost i
nie powinny nikogo powstrzymywać od wizyty w tym kraju. Trzeba po prostu być
ostrożnym.. tak jak wszędzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz