Atrakcje turystyczne w
dzisiejszych czasach muszą zaskakiwać i ciekawić. Idealnie, jeśli są czymś
unikalnym i trudno dostępnym. Otworzone w kwietniu tego roku Muzeum Atlantyckie
łączy w sobie wszystkie te cechy – ukryte pod wodą, dostępne tylko dla nurków z
licencją, jest jedyną tego typu atrakcją w Europie.
⇽Poprzedni wpis
⇽Poprzedni wpis
Myśl, by je odwiedzić
towarzyszyła mi od pierwszych dni na Lanzarote. Powstrzymywały mnie jednak
koszty i niepewność związana z wodoodpornością mojego aparatu. Ostatecznie
jednak postanowiłam wykorzystać okazję, która może się już nie powtórzyć i w
swój ostatni dzień na wyspie pojechałam autobusem do Playa Blanca.
Po wcześniejszym
wyszukaniu informacji o ofertach różnych centrów nurkowych, wybrałam jedno o
nazwie Cala Blanca, które oferowało nurkowanie o 15:00. Cena biletu wstępu do
muzeum to 7€, natomiast za nurkowanie z „łodzi” trzeba zapłacić 45€. Dodatkowym
kosztem 5€ może okazać się ubezpieczenie, które ja miałam zagwarantowane przez
kartę ISIC z opcją sportów ekstremalnych (nurkowanie do 15 m). Robienie zdjęć
kosztuje 2€, ale w centrum powiedzieli nam, że jeśli wyjmiemy aparaty dopiero
pod wodą, to nikt nie powinien się przyczepić.
Po przygotowaniu całego
sprzętu, razem z instruktorką Alexandrą i jedną Australijką również chętną na
nurkowanie, ruszyłyśmy busikiem do portu. Tam czekało na nas 8 osób z innego
centrum. Wsiedliśmy wspólnie na ponton z napędem motorowym. Po około 15 min, w
ciągu których nastąpiła krótka powtórka ze znaków, jakimi posługuje się pod
wodą i objaśnienie trasy, którą popłyniemy, przycumowaliśmy do większej łodzi,
założyliśmy wszystko na siebie i po kolei wchodziliśmy do wody.
Już podczas podróży zauważyłam, że z mojej kamizelki wydobywa się powietrze, ale pani nurek przyczepiła tylko mocniej BCD i powiedziała, że wszystko będzie ok. Niestety po wejściu do wody, okazało się, że sprzęt jest nieszczelny, więc jako mało doświadczony nurek, musiałam zamienić się kamizelką z Alexandrą.
W czasie zanurzania się,
dziewczyna z Australii miała atak paniki, więc musiała się na chwilę wynurzyć.
Dlatego dołączyłam na chwilę do reszty grupy, która dość długo musiała na nas
czekać. Nie było jednak po nich widać zdenerwowania - wszak nurkowanie uczy
spokoju i opanowania.
Pierwsza podwodna rzeźba
jaką zobaczyliśmy, przedstawiała ponton pełen uchodźców. Za raz obok stała para
bez twarzy robiąca sobie selfie. W tych okolicach podpłynęła do nas bardzo
ciekawska rybka i próbowała pocałować mój aparat.
Trochę dalej minęliśmy
tłum posągów idących w jednym kierunku. Ekspozycja przedstawiała sylwetki osób w różnym wieku, które zaczynały
obrastać glonami. Wtedy nasza instruktorka zwróciła nam uwagę na przepływająca
bardzo blisko płaszczkę, więc ruszyłam w jej stronę, by nakręcić filmik.
Zwiedzanie trwało tyle,
co przeciętne nurkowanie, czyli jakieś 40 min, a jednymi z ostatnich obiektów
były figury ludzi-kaktusów, symbolizujące unikalny na Lanzarote związek natury z
człowieczeństwem. Na samym końcu zobaczyliśmy paparazzich, czyli dwa posągi
trzymające w rękach aparaty, a potem nastąpiło powolne wynurzanie, obejmujące
trzyminutowy przystanek bezpieczeństwa. Popłynęliśmy z prądem do naszego
pontonu i po kolei weszliśmy na pokład.
Muzeum powstało w
szczytnym celu – ma uczyć szacunku dla przyrody i być punktem, który przyciąga
nurków odciągając ich jednocześnie od przepełnionych i nadmiernie
eksploatowanych naturalnych raf. Za 300 lat posągi mają się rozpaść, a na ich
miejscu powstanie sztuczna rafa.
To już koniec opowieści z Lanzarote! |
Na koniec mam dla was jeszcze filmik z pobytu na tej cudownej wyspie! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz