piątek, 7 października 2016

Ukraina: 1. Podróż do Lwowa


          Przygoda zaczęła się 18. lipca w południe. Ruszyliśmy autostopem na wschód z mojej rodzinnej miejscowości. Planowaliśmy udać się w kierunku Krakowa, ale kierowcy nie bardzo chcieli nas tam zabrać. Po dość długim oczekiwaniu na transport w Zawierciu, kiedy zatrzymał się kolejny już samochód jadący w stronę Kielc, postanowiliśmy nim pojechać. Tam również czekał nas długi postój na wylotówce.

Tego wieczoru udało nam się dojechać do Sandomierza. Po spacerze uroczymi uliczkami w okolicy rynku, znaleźliśmy sklep, a potem miejsce do spania w bliskim sąsiedztwie rzeki San. Chcieliśmy tam wypróbować nasz grill domowej roboty, ale powietrze było zbyt wilgotne, by rozpalić ognisko. Zmęczeni walką z papierem i patykami daliśmy za wygraną i poszliśmy spać do namiotu.


Scenografia z Ojca Mateusza




W nocy usłyszeliśmy dziwne odgłosy dobiegające z pobliskich zarośli. Brzmiało to jak diabeł.. albo warczący pies, któremu próbuje się wyrwać zabawkę. Słyszałam już kiedyś taki odgłos, kiedy namówiłam mamę na spanie w lasku, podczas naszej pierwszej i jedynej wspólnej wyprawy autostopem. Wtedy nie wiedziałyśmy co to jest, ale you tube przyszedł z pomocą. Powiedziałam Krzyśkowi, że to pewnie borsuk i nie mamy się czego bać. Jakimś cudem dożyliśmy kolejnego dnia.

Poranek był pochmurny i chłodny, ale przynajmniej autostop szedł dużo lepiej niż dzień wcześniej. Udało nam się dotrzeć do Przemyśla i zobaczyć jego wyjątkowy rynek. Jest on położony pod kątem, więc wygląda zupełnie inaczej niż tradycyjne centrum starego miasta. Kiedy tak spacerowaliśmy alejkami, zmoczył nas lekki deszczyk, dlatego z misją poprawienia sobie humorów ruszyliśmy po pyszne gofry do pobliskiej kawiarenki. 


Rynek w Przemyślu

Na wschodzie łatwo pomylić dworzec z pałacem
W związku z niepewną pogodą, pojechaliśmy busikiem na granicę (2 zł). W Medyce przeszliśmy pieszo na ukraińską stronę i już po chwili złapaliśmy samochód jadący do Lwowa. Kierowca opowiadał nam z przejęciem o wojnie, o której w naszych mediach już cicho, a która stale pochłania nowe ofiary. Dowiedzieliśmy się od niego, że ani Ukraina, ani Białoruś nie mają ogrodzeń na granicach z Rosją, więc kto wie, czy kolejny kraj nie będzie się borykał z podobnymi problemami. Właściciel pojazdu miał bardzo radykalne poglądy i snuł teorie spiskowe na temat Putina, który miał być winien zamachowi w Nicei i niepokojom w Turcji. Jako doświadczeni autostopowicze, słuchaliśmy z uwagą i nie śmieliśmy kwestionować zdania naszego wybawcy, więc podróż minęła w przyjaznej atmosferze.

Wieczorem byliśmy już we Lwowie i bardzo szybko udało nam się znaleźć tani hostel - 90 hrywien/noc (około 13 zł). Było to mieszkanie w kamienicy z dwoma dziesięcioosobowymi pokojami, kuchnią i łazienką, 15 min od centrum. Za taką cenę nie mogliśmy trafić lepiej. 



Domowa atmosfera..
..kapciuszki gratis..
..i ciekawy wystrój :)
Już podczas pierwszego, krótkiego spaceru po starówce miasto skradło moje serce. Nie tak je pamiętałam. W czasie wycieczki w podstawówce postrzegałam je jako nudne i.. niebezpieczne. Było to prawdopodobnie spowodowane zorganizowaną formą zwiedzania, brzydką pogodą i samochodami, które zupełnie nie zwracały uwagi na to, że ktoś przechodził przez ulicę. Czułam się wtedy zagrożona i wściekła, bo w pewnym momencie samochód zatrzymał się kilkanaście centymetrów przede mną. Teraz już wiem, że oni są nauczeni się nie zatrzymywać, tylko zwalniać (choć czasem nawet tego nie robią), a przechodzić przez jezdnię, również na pasach, trzeba sprawnie. Tym razem nikt nie próbował mnie zabić, a oprócz zabytków, poznałam kilka wyjątkowych barów, ale o tym wszystkim opowiem już w kolejnych wpisach.

CDN.



Pomnik Mickiewicza
Opera

Następny wpis będzie pełen niespodzianek - napiszę o niezwykłych, lwowskich barach! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz