środa, 13 lipca 2016

Lanzarote: 11. Los Charcones


      Jeden z moich ostatnich dni wolnych postanowiłam wykorzystać na poszukiwanie naturalnych basenów. Do ostatniego momentu nie wiedziałam, gdzie się udam, bo od znajomych dowiedziałam się, że takie miejsca można odnaleźć zarówno na południu, jak i na północy wyspy.

⇽Poprzedni wpis

Ostatecznie zdjęcia jednej z praktykantek przekonały mnie, żeby udać się w pobliże miejscowości Playa Blanca. Z dworca autobusowego skierowałam swe kroki na północ, w stronę opuszczonego hotelu oddalonego o jakieś 7 km. Budynek nie do końca jest pusty, o czym świadczą prowizoryczne mieszkanka widoczne na pierwszym piętrze. Bezdomni urządzili się tu całkiem nieźle. Ulokowali się w bardzo ładnej scenerii, z widokiem na ocean, a od naturalnych basenów dzieli ich tylko 50 m.

Droga do naturalnych basenów








Los Charcones zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Spodziewałam się, że będą mniejsze i mniej osłonięte od oceanu. Tego dnia wiało wyjątkowo mocno, dlatego bałam się, że ruchy wody uniemożliwią kąpiel, jednak zbiorniki są odgrodzone od otwartych wód solidną, skalną barierą. Co jakiś czas któraś z większych fal rozbijała się z hukiem tworząc wielki, biały pióropusz i zraszając okolicę małymi kropelkami, ale tafla wody w basenach pozostawała niemal niewzruszona.






Po zejściu nieoznaczoną, stromą drogą, nad wodą zobaczyłam kolesia w stringach i parę opalającą się nago. Nieco dalej od nich znalazłam swój skrawek płaskiej skały i tam zostawiłam rzeczy. Woda była tak czysta i piękna, że postanowiłam zaryzykować i wejść do wody z aparatem, co do którego wodoodporności nie byłam pewna. Wszystko skończyło się jednak idealnie, bo po raz pierwszy dała mi się sfotografować najbardziej kolorowa ryba, którą do tej pory widziałam. Była bardzo duża i przypominała papugę.







Po wyjściu z większego basenu trochę zmarznięta po długim pływaniu, weszłam jeszcze do jednego z mniejszych zbiorników, nie mającego połączenia z oceanem. Tam poczułam ulgę, bo mogłam się trochę ogrzać. Potem wysuszyłam się na mojej skałce osłoniętej od wiatru i zdrzemnęłam pół godzinki. O 16 nadszedł czas powrotu, jednak postanowiłam wracać inną drogą niż przyszłam. Obrałam ścieżkę wzdłuż linii brzegowej, na przejście której potrzebowałam dwa razy więcej czasu.









Po drodze widziałam w dole skalistych urwisk i klifów jeszcze wiele podobnych basenów, a najbliżej Playa Blanca natknęłam się na taki zbiornik przy latarni morskiej. Miejsca te były jednymi z najpiękniejszych, jakie widziałam na wyspie. Podobały mi się dużo bardziej niż przepełnione turystami, płatne atrakcje. Jeśli więc będziecie kiedyś na Lanzarote - z całego serca polecam właśnie te miejsca!







Ostatni wpis dotyczący Lanzarote już w przyszłym tygodniu! Czeka was niespodzianka ;)

Na koniec krótki filmik przedstawiający naturalne baseny na Lanzarote! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz