Po kolacji przygotowanej z wielkim trudem, zbieraliśmy
się do spania obserwowani przez lisa, nie bojącego się mojej lampy błyskowej.
Noc minęła spokojnie, a rano pewien rybak zwrócił nam uwagę, że to nie camping.
Nasza obecność nie przeszkadzała mu jednak zbytnio. Było widać, że powiedział
to bardziej na zasadzie – uważajcie, bo może się ktoś przyczepić. Była już
dziewiąta, a słońce zaczęło rozgrzewać powietrze wewnątrz namiotu do granic
wytrzymałości, więc i tak musieliśmy się zbierać.
To
był czternasty dzień naszej podróży. Autostop znów działał bez problemu i o
piętnastej byliśmy już całkiem niedaleko upragnionych zamków. Zwiedziliśmy miasteczko Landsberg am Lech, spróbowaliśmy niemieckiego kebaba, który okazał się najlepszym, jakiego jadłam
do tamtej pory, po drodze złapał nas deszcz, a wieczorem ruszyliśmy dalej.
Była
już prawie ósma, kiedy zatrzymała się dla nas para młodych ludzi. Byli przemili
i podarowali nam nawet bawarskie piwa oceniane przez nich jako najlepsze.
Zawieźli nas do miejsca, skąd jak twierdzili, na pewno złapiemy coś do Fussen,
zostawili nam też swoje numery i zaproponowali nocleg w razie niepowodzenia.
Okazało się, że mała wieś, w której mieszkają nie jest najlepszym miejscem do
łapania stopa, szczególnie wieczorem. Gdy zapadł zmrok, zrezygnowani czekaliśmy
pół godziny na odzew z ich strony, jednak nie zauważyli naszych wiadomości.
W
końcu, kiedy rozłożyliśmy namiot, kierowca z zakłopotaną miną przyszedł nas
przeprosić. Nie chciało nam się zwijać wszystkiego z powrotem, dlatego
zapewniliśmy go, zgodnie z prawdą, że nic się nie stało i damy sobie radę. Kolejnym dniem była
niedziela, oceniana przeze mnie jako najgorszy czas do łapania stopa, ale nie
było w cale tak źle. Już o dwunastej dojechaliśmy do naszego celu.
Podarunkowe piwko |
Od
pierwszego zamku dzieliło nas 40 min spaceru, natomiast od następnego,
stanowiącego główną atrakcję, kolejna godzina. Minęliśmy kolejkę do kas
biletowych, bo wiedzieliśmy, że nie uda nam się zakupić wejściówek.
Musielibyśmy minąć jakieś 20 osób, by dostać się do punktu, oznaczonego jako
„jeśli stoisz w tym miejscu, to wejdziesz o 16:00”. Za tym znakiem stało
jeszcze około 200 osób. Nie mieliśmy ani gwarancji, że wejdziemy tego dnia, ani
ochoty wydawać 20 euro na zwiedzanie.. może innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz