Moje obawy się
jednak nie sprawdziły, a namiot został tylko rano opruszony piaskiem,
prawdopodobnie przez jakiegoś pieska. Okazało się, że w ciągu dnia przychodzi
tam całkiem sporo ludzi ze swoimi czworonogami. To nam zupełnie nie
przeszkadzało i postanowiliśmy, że zostaniemy na plaży dopóki nam się nie
znudzi. Woda była przyjemnie ciepła, więc korzystaliśmy z jej uroków pływając i
robiąc zdjęcia. Gdzieś pośród skał ktoś zostawił styropianową, różową deskę z barbie,
więc pożyczyliśmy ją na chwilę i wiadomo – pływaliśmy.
Dzień minął nam leniwie, a po południu upał zrobił się nie do wytrzymania, dlatego przenieśliśmy się pod pobliskie drzewka, gdzie wreszcie mogłam rozłożyć mój hamak, który zawsze ze sobą wożę, a rzadko mam szansę się na nim pobujać. Rozpaliliśmy szybkie ognisko, na którym przygotowaliśmy zupę z makaronem i postanowiliśmy, że należy ruszyć w dalszą drogę.
Wylotówkę
znaleźliśmy dopiero wieczorem, więc nie miałam dużych nadziei związanych ze
złapaniem transportu. Ku mojemu zdziwieniu zatrzymał się dla nas Włoch, który
jechał do Genui. Strasznie się z tego faktu ucieszyliśmy, bo to oznaczało
pokonanie stu dwudziestu kilometrów za jednym zamachem. Tego nam było trzeba po
kilku dniach łapania samochodów najwyżej na piętnastokilometrowe odcinki.
Kierowca
starał się nie wjeżdżać na autostradę, jednak było to niemożliwe z powodu
zablokowanej drogi. Nie mówił po angielsku, ale mimo tego mieliśmy całkiem
optymistyczne nastawienie. Wszystko zmieniło się, kiedy około jedenastej w nocy wjeżdżaliśmy do Genui. Podróż wzdłuż niekończących się brudnych budynków
portowych wydawała się filmem grozy podsycanym przez czerń nocy. Baliśmy się,
że kierowca wysadzi nas gdzieś obok zrujnowanych, odrapanych stoczni i będziemy
musieli kombinować, jak nie dać się zabić jakiemuś włóczędze.
Właściciel
samochodu zapewniał nas w prawdzie, że będziemy mogli wysiąść w centrum, ale
miejsce, w którym się zatrzymał wcale go nie przypominało. Było bardziej
zbliżone do odrapanych budynków i podejrzanych włóczęgów z naszych wyobrażeń. Czym prędzej oddaliliśmy się
stamtąd w kierunku wskazanym jako ścisłe centrum. Tam było tylko niewiele
lepiej, a co najgorsze, to wielkie miasto nie dawało nam żadnej możliwości
zaszycia się gdzieś na noc..
Może zdjęcia nie oddają naszego przerażenia.. |
..ale w najstraszniejszych zakamarkach bałam się wyjmować aparat |
Po kliknięciu niżej, dowiecie się, jak skończyła się nasza przygoda w Genui |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz