środa, 24 maja 2017

Europa Zachodnia: 13. Sielankowa Bawaria


Po kolacji przygotowanej z wielkim trudem, zbieraliśmy się do spania obserwowani przez lisa, nie bojącego się mojej lampy błyskowej. Noc minęła spokojnie, a rano pewien rybak zwrócił nam uwagę, że to nie camping. Nasza obecność nie przeszkadzała mu jednak zbytnio. Było widać, że powiedział to bardziej na zasadzie – uważajcie, bo może się ktoś przyczepić. Była już dziewiąta, a słońce zaczęło rozgrzewać powietrze wewnątrz namiotu do granic wytrzymałości, więc i tak musieliśmy się zbierać.

⇽Poprzedni wpis



To był czternasty dzień naszej podróży. Autostop znów działał bez problemu i o piętnastej byliśmy już całkiem niedaleko upragnionych zamków. Zwiedziliśmy miasteczko Landsberg am Lech, spróbowaliśmy niemieckiego kebaba, który okazał się najlepszym, jakiego jadłam do tamtej pory, po drodze złapał nas deszcz, a wieczorem ruszyliśmy dalej.








Była już prawie ósma, kiedy zatrzymała się dla nas para młodych ludzi. Byli przemili i podarowali nam nawet bawarskie piwa oceniane przez nich jako najlepsze. Zawieźli nas do miejsca, skąd jak twierdzili, na pewno złapiemy coś do Fussen, zostawili nam też swoje numery i zaproponowali nocleg w razie niepowodzenia. Okazało się, że mała wieś, w której mieszkają nie jest najlepszym miejscem do łapania stopa, szczególnie wieczorem. Gdy zapadł zmrok, zrezygnowani czekaliśmy pół godziny na odzew z ich strony, jednak nie zauważyli naszych wiadomości.


Podarunkowe piwko



W końcu, kiedy rozłożyliśmy namiot, kierowca z zakłopotaną miną przyszedł nas przeprosić. Nie chciało nam się zwijać wszystkiego z powrotem, dlatego zapewniliśmy go, zgodnie z prawdą, że nic się nie stało i damy sobie radę. Kolejnym dniem była niedziela, oceniana przeze mnie jako najgorszy czas do łapania stopa, ale nie było w cale tak źle. Już o dwunastej dojechaliśmy do naszego celu.

Fussen


Od pierwszego zamku dzieliło nas 40 min spaceru, natomiast od następnego, stanowiącego główną atrakcję, kolejna godzina. Minęliśmy kolejkę do kas biletowych, bo wiedzieliśmy, że nie uda nam się zakupić wejściówek. Musielibyśmy minąć jakieś 20 osób, by dostać się do punktu, oznaczonego jako „jeśli stoisz w tym miejscu, to wejdziesz o 16:00”. Za tym znakiem stało jeszcze około 200 osób. Nie mieliśmy ani gwarancji, że wejdziemy tego dnia, ani ochoty wydawać 20 euro na zwiedzanie.. może innym razem.






W kolejnym wpisie zobaczymy bajkowy zamek!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz