Słońce już zachodziło, kiedy dotarliśmy na wylotówkę i
wystawiliśmy kciuki. Miejsce nie było idealne, ale pomimo bliskiego sąsiedztwa
policji, nikt nie zwrócił nam uwagi, a już po kilkunastu minutach zatrzymał się
pierwszy samochód. Niestety nie jechał w naszym kierunku, więc czekaliśmy
dalej.
⇽Poprzedni wpis
Po około godzinie, już
zastanawialiśmy się, gdzie moglibyśmy rozłożyć namiot, ale w końcu zatrzymała
się para jadąca w stronę Colmar. Wysiedliśmy o 21 w pobliżu miejsca, gdzie organizowany
był właśnie festiwal wina, a ja bezskutecznie szukałam wifi, by porozumieć się
z moją koleżanką. Nie mieliśmy z nią kontaktu, więc postanowiliśmy udać się do
centrum i poszukać jakiegoś McDonalda. Po prawie godzinnym spacerze wreszcie
udało nam się znaleźć internet i dogadaliśmy się z Anją.
Poratowała nas łóżkiem, a
rano podzieliła się śniadaniem, za co byliśmy jej bardzo wdzięczni.
Niewypowiedzianą radość dał nam też prysznic, a już szczytem dobroci była zgoda
na zostawienie plecaków w pokoju na następny dzień, by z przyjemnością móc
zwiedzać miasteczko, wrócić na kolejny nocleg, a kolejnego dnia ruszyć w dalszą
drogę.
Colmar okazało się być
Strasburgiem w miniaturze – dużo przytulniejszym i ładniejszym. Co chwilę zachwycały
nas kolorowe domki z drewnianymi elementami na fasadach, mnóstwo kwiatów i
śliczne szyldy restauracji.
Najpiękniejszym miejscem
była jednak Mała Wenecja. Bardziej niż gondole z napędem spalinowym,
przepływające pod niskimi mostami, do gustu przypadły mi pokrzywione, kolorowe
kamieniczki przypominające bajkowe chatki Galów.
Po przerwie obiadowej na
ravioli z puszki, (które w czasie tej podróży jedliśmy tak wiele razy, że aż mi
zbrzydło) przechadzaliśmy się jeszcze długo po mieście, dla zabicia czasu. W
końcu usiedliśmy gdzieś w miejscu z wifi, czekaliśmy i rozmawialiśmy do
północy, kiedy Anja miała wrócić z koncertu Manu Chao.
Kiedy wróciła, wszyscy
byliśmy tak zmęczeni, że od razu poszliśmy spać. Rano okazało się, że pada
deszcz, lecz nie przeszkadzało nam to zbytnio w łapaniu stopa, a wręcz przeciwnie - napawało nas chęcią, by znaleźć się na gorącym południu. Do ostatniej chwili
zastanawialiśmy się w którą stronę się kierować. Na początku celowaliśmy w
Awinion, jednak przyszłość zweryfikowała nasze plany..
W kolejnym wpisie znajdziemy się już na południu Francji |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz