Śmiem twierdzić, że autostop we Francji jest łatwiejszy niż
w Polsce. Nawet kiedy jeździłam po tym kraju w trójkę, pięć lat temu, to znajdywaliśmy
transport bardzo szybko. Jedynie przy wyjeżdżaniu z Paryża mieliśmy spory
problem i czekaliśmy tam ponad trzy godziny. Tym razem z Krzysiem szło jak po
maśle i na wylotówce z Colmar też nie musieliśmy długo stać w deszczu i machać
kciukiem.
⇽Poprzedni wpis
⇽Poprzedni wpis
Po kilku minutach zatrzymał
się biały van. Jego kierowca wysiadł, by otworzyć pakę i pomóc nam włożyć tam plecaki. Wewnątrz widać było krzesło biurowe, fragmenty jakichś mebli i
wielką roślinę w doniczce.
Na szczęście nasz
wybawiciel znał angielski, więc mogliśmy rozmawiać z nim na różne tematy, a
czasu mieliśmy bardzo dużo, ponieważ zaproponował nam, że możemy z nim jechać
całą trasę, czyli aż pod Tuluzę. Opowiadał o swojej pracy, o tym, że właśnie
przeprowadza się ze Strasburga do Montauban, że czeka na niego żona, że ma tam
jeszcze wynajęte przez swoją firmę drugie mieszkanie i jeśli chcemy, możemy tam
nocować.. na co z ochotę przystaliśmy.
Do celu dotarliśmy
wieczorem i po zaniesieniu rzeczy do domu gospodarza, mieliśmy jeszcze czas, by
przejść się po miasteczku. Jego architektura była zupełnie odmienna od
alzackiej, jednak nie ustępowała jej pod względem uroku i piękna. Cechą wspólną obu
regionów była masa kwiatów, które można było podziwiać na każdym rogu.
Przemiła żona gospodarza
przygotowała dla nas kolację i pościeliła nam łóżko w pokoju jej syna, który
przebywał w tym czasie za granicą. Widocznie zaufali nam na tyle, by dzielić z nami dom i
nie wspomnieli już nic o drugim mieszkaniu. Późnym wieczorem pomogliśmy jeszcze
gospodarzowi przenieść kilka rzeczy z samochodu do mieszkania i obiecaliśmy, że
następnego dnia weźmiemy resztę.
Fotogeniczne schody prowadzące do mieszkania naszego gospodarza |
Rano wspólnie zjedliśmy
śniadanie przygotowane przez gościnną gospodynię, umówiliśmy się, że
przyjdziemy o pierwszej, by pomóc w przenoszeniu mebli, a potem poszliśmy
podziwiać miasteczko w dziennym świetle. Ruszyliśmy w stronę rzeki, by znaleźć
ogród miejski, obok którego przejeżdżaliśmy poprzedniego dnia, jednak po
godzinie bezowocnego spaceru zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do centrum.
Ryneczek miasteczka był
zbudowany w niespotykany sposób – a przynajmniej dla mnie stanowił nowość – był
bowiem otoczony łukami, co w połączeniu z kolorowymi kwiatami i stoliczkami
restauracji tworzyło romantyczny nastrój. Upał i ciepłe barwy ceglanych
kamieniczek przypominały nam o tym, że jesteśmy już niedaleko Hiszpanii. Nie
była ona jednak naszym następnym celem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz