środa, 15 marca 2017

Europa Zachodnia: 5. Tuluza


Byliśmy tak blisko Andory, że pomyślałam, że uda mi się odwiedzić ten nowy dla mnie kraj, jednak zanim postanowiliśmy, w którą stronę się skierujemy, najpierw zdecydowaliśmy zwiedzić Tuluzę oddaloną o zaledwie 20 km. Nasza cudowna gospodyni wręczyła mi na odchodne kawałek pysznego pasztetu z kaczki i kilka ciastek, a po wymianie adresów i zaproszeniu Francuzów do Polski, jej mąż zawiózł nas na wylotówkę.

⇽Poprzedni wpis



Zanim wystawiliśmy kciuki, skorzystaliśmy jeszcze z bliskości Lidla, by zrobić zakupy na kolejny dzień. Chwilę później złapaliśmy już mężczyznę, który jechał do interesującego nas miasta, jednak podróż trochę się skomplikowała. Nasz kierowca wjechał na autostradę, a z powodu korka, ostatni odcinek dzielący nas od Tuluzy przemierzaliśmy w żółwim tempie. W dodatku mówił on tylko po francusku, więc naszą podróż wydłużała cisza.



Kiedy w końcu dotarliśmy na przedmieścia, wysiedliśmy przy stacji metra i zdecydowaliśmy się na szukanie miejsca do spania. Było już na tyle późne popołudnie, że zwiedzanie centrum nie miało sensu. Zamiast tego, postanowiliśmy zrobić sobie piknik na pewnym skoszonym polu. Bardzo ostrożnie rozpaliliśmy małe ognisko, by przygotować na nim kiełbaskę chorizo.



Piknik na polu. Po lewej pasztet z kaczki z pistacjami
Już prawie kończyliśmy, kiedy nagle zobaczyliśmy za ogrodzeniem, w znacznym oddaleniu, jakiegoś ochroniarza z telefonem przy uchu. Bardzo nas to zestresowało, bo domyślaliśmy się, że może mu chodzić o nasze ognisko.. Za jakieś dziesięć minut, kiedy danie było już gotowe, a ogień dogasał, widzieliśmy policję przejeżdżającą najbliższą drogą. Było już tak ciemno, a ulica znajdowała się na tyle daleko, że pozostaliśmy niezauważeni.



Wzbudziliśmy jednak zainteresowanie czegoś innego.. Przed pójściem spać do namiotu, leżeliśmy sobie na karimacie podziwiając gwiazdy. Wtedy coś dużego podfrunęło do nas bezszelestnie, zatrzymało się na moment w powietrzu, a potem zawróciło.. nie jesteśmy pewni co to mogło być, ale ja obstawiam sowę, albo nietoperza.

Nazajutrz posililiśmy się mirabelkami rosnącymi nieopodal, spakowaliśmy plecaki i pojechaliśmy metrem do centrum. 




Na mapce z informacji turystycznej wytyczyliśmy sobie trasę tak, żeby zobaczyć najważniejsze punkty w mieście. Z racji niskobudżetowego charakteru naszej wyprawy, jak zawsze skupialiśmy się na bezpłatnych atrakcjach, dlatego była to podróż, podczas której weszłam do rekordowej liczby świątyń.


Na początku plan zakładał spanie nad rzeką








Wraz z nastaniem wieczoru, pojechaliśmy metrem na wylotówkę, by znaleźć miejsce do rozbicia namiotu.







Francuska kuchnia taka wysublimowana 


Poniżej link do wpisu o tanich pakietach wakacyjnych ;)


2 komentarze:

  1. fajny wpis, więcej inpirujących podróży życzę i oczywiście jeszcze więcej ciekawo opisanych przygód ;)

    OdpowiedzUsuń