środa, 1 marca 2017

Europa Zachodnia: 3. Colmar


          Słońce już zachodziło, kiedy dotarliśmy na wylotówkę i wystawiliśmy kciuki. Miejsce nie było idealne, ale pomimo bliskiego sąsiedztwa policji, nikt nie zwrócił nam uwagi, a już po kilkunastu minutach zatrzymał się pierwszy samochód. Niestety nie jechał w naszym kierunku, więc czekaliśmy dalej.

⇽Poprzedni wpis


Po około godzinie, już zastanawialiśmy się, gdzie moglibyśmy rozłożyć namiot, ale w końcu zatrzymała się para jadąca w stronę Colmar. Wysiedliśmy o 21 w pobliżu miejsca, gdzie organizowany był właśnie festiwal wina, a ja bezskutecznie szukałam wifi, by porozumieć się z moją koleżanką. Nie mieliśmy z nią kontaktu, więc postanowiliśmy udać się do centrum i poszukać jakiegoś McDonalda. Po prawie godzinnym spacerze wreszcie udało nam się znaleźć internet i dogadaliśmy się z Anją.



Poratowała nas łóżkiem, a rano podzieliła się śniadaniem, za co byliśmy jej bardzo wdzięczni. Niewypowiedzianą radość dał nam też prysznic, a już szczytem dobroci była zgoda na zostawienie plecaków w pokoju na następny dzień, by z przyjemnością móc zwiedzać miasteczko, wrócić na kolejny nocleg, a kolejnego dnia ruszyć w dalszą drogę.




Colmar okazało się być Strasburgiem w miniaturze – dużo przytulniejszym i ładniejszym. Co chwilę zachwycały nas kolorowe domki z drewnianymi elementami na fasadach, mnóstwo kwiatów i śliczne szyldy restauracji.






Najpiękniejszym miejscem była jednak Mała Wenecja. Bardziej niż gondole z napędem spalinowym, przepływające pod niskimi mostami, do gustu przypadły mi pokrzywione, kolorowe kamieniczki przypominające bajkowe chatki Galów.







Po przerwie obiadowej na ravioli z puszki, (które w czasie tej podróży jedliśmy tak wiele razy, że aż mi zbrzydło) przechadzaliśmy się jeszcze długo po mieście, dla zabicia czasu. W końcu usiedliśmy gdzieś w miejscu z wifi, czekaliśmy i rozmawialiśmy do północy, kiedy Anja miała wrócić z koncertu Manu Chao.



Kiedy wróciła, wszyscy byliśmy tak zmęczeni, że od razu poszliśmy spać. Rano okazało się, że pada deszcz, lecz nie przeszkadzało nam to zbytnio w łapaniu stopa, a wręcz przeciwnie - napawało nas chęcią, by znaleźć się na gorącym południu. Do ostatniej chwili zastanawialiśmy się w którą stronę się kierować. Na początku celowaliśmy w Awinion, jednak przyszłość zweryfikowała nasze plany..






W kolejnym wpisie znajdziemy się już na południu Francji


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz