środa, 10 lutego 2016

Bałkany: 8. Albania cz. II - wąż nad Jeziorem Szkoderskim


      Po wyjściu z terenu hotelu, skierowaliśmy się najpierw w stronę odległego centrum miasta idąc wzdłuż ogrodzeń i murów.. Dokładnie tak – plaża i tereny do niej przyległe były odgrodzone od ulicy. Pierwsze wejście, które minęliśmy było pilnowane przez policjanta. Za jego plecami wznosiły się szare, kilkupiętrowe pawilony. Podeszliśmy do stróża, pytając o możliwość wejścia w tym miejscu na plażę, a on z uśmiechem powiedział, że ten teren jest zamknięty, ale obok mamy hotel i tam można przejść do morza.. jakbyśmy nie wiedzieli.. 

⇽Poprzedni wpis

Kierowaliśmy się dalej w stronę centrum idąc dziurawym chodnikiem, ale nie tak dziurawym jak w naszym kraju, tylko z półmetrowej głębokości dziurami wypełnionymi śmieciami. Po 10 minutach doszliśmy do kolejnego wejścia, opatrzonego tabliczką teren rządowy, więc postanowiliśmy cofnąć się i poszukać czegoś po przeciwnej stronie od hotelu. 


Jedno z "wejść" na plażę. Na niebieskim znaku widnieje napis Government Residence 
Droga w stronę centrum
Zmarnowaliśmy znów jakieś 20 minut, cały czas idąc wzdłuż ogrodzeń, aż wreszcie stwierdziliśmy, że spróbujemy wrócić na hotelową plażę. Był to dość ryzykowny pomysł, bo jeśli ktoś widział nas śpiących pod altaną, to moglibyśmy mieć problemy. Nasze podejrzenia sprawdziły się już przy próbie ponownego wejścia na teren obiektu, ponieważ z budki wyszedł stróż i zaczął nas pytać bardzo połamanym angielskim, czy spaliśmy tutaj dzisiaj. Udawaliśmy głupich i powtarzaliśmy tylko „plaża, plaża”, a on coraz pewniej stwierdzał „yes, you sleep here today and no pay! Where you from?” Udając nieznajomość angielskiego, wycofaliśmy się skutecznie i postanowiliśmy, że opuszczamy Albanię.

Droga na wylotówkę była długa, a kiedy stanęliśmy na odpowiednim rondzie, spostrzegliśmy, że miejsce to jest nieoznaczonym przystankiem autobusowym. Grupa mężczyzn oddalona o jakieś 6 metrów, gapiła się na nas ponuro w zasadzie bez przerwy – trochę dziwne uczucie, do którego w Albanii należy się przyzwyczaić.

Wschód słońca
Najpierw podwiózł nas kierowca, który miał tylko dwa wolne miejsca w samochodzie, ale nie przeszkadzało mu to. Starsza pani, która siedziała na przednim siedzeniu została przesadzona do tyłu, obok młodego chłopaka, a po jej drugiej stronie wcisnęliśmy się ja i Piotrek. Ania zajęła natomiast wygodne miejsce z przodu i tradycyjnie, po jakiejś minucie usnęła. Kiedy zapytaliśmy kierowcę, co zrobi, jeśli policja nas zatrzyma, powiedział tylko wzruszając ramionami, że każdy pasażer zapłaci 1€ i sprawa będzie załatwiona.

W związku z tym, że ruszyliśmy o wschodzie słońca, a autostop łapało się bez problemu, to już o ósmej rano byliśmy w Szkodrze. Stwierdziliśmy, że rozłożymy się gdzieś nad Jeziorem Szkoderskim i tam dośpimy, a po południu pojedziemy dalej i kolejną noc spędzimy na czarnogórskim wybrzeżu. Nie wszystko przebiegło jednak zgodnie z planem.

Zostaliśmy wysadzeni w centrum miasta i nie wiedzieliśmy, jak daleko jest do plaży. Szliśmy w jej stronę, po drodze widząc jak młody chłopak zabija na chodniku węża kamieniem. Potem minęliśmy dziurawy, drewniany most i zatrzymaliśmy się w sklepie w bardzo biednej dzielnicy, by zaopatrzyć się w piwa. Przechodziliśmy też obok strojnie ubranej grupy weselnej. Próbowałam im robić zdjęcia z daleka, a gdy to zauważyli, przywołali nas do siebie i tym sposobem zrobiliśmy sobie z nimi fantastyczną fotografię.






Po 20 minutach marszu z ciężkimi plecakami, zmęczeni i niewyspani, (ruch samochodów był w zasadzie zerowy), w końcu stwierdziliśmy, że nie ma sensu iść dalej - tu jest ładne pole nad samą wodą, więc spróbujmy się na nim rozłożyć. Tak też zrobiliśmy.


Nasze miejsce nad wodą

Żeby dostać się nad brzeg, musieliśmy zejść po stromej ścieżce. Trawka była soczyście zielona, a na drugim polu, za krzakami, pasła się krowa. Zachęceni cieniem dawanym właśnie przez te zarośla, ulokowaliśmy się bezpośrednio przy nich.. a ja, głupia najbliżej. Położyliśmy się na karimatach i relaksowaliśmy się sącząc zimny trunek. Po kwadransie, leżąc z zamkniętymi oczami, usłyszałam znajomy szelest. Ewidentnie coś wolno pełzło sobie po trawie, po mojej prawej stronie.. po stronie krzaków.. słyszałam taki szelest już co najmniej dwa razy w swoim życiu, kiedy podczas wycieczek w Chorwacji przy ścieżce poruszał się wąż. Ucho zidentyfikowało ten charakterystyczny dźwięk i w momencie obróciłam się w jego stronę, myśląc, że zobaczę gada co najmniej pół metra ode mnie.. Nie jestem w stanie opisać szoku, jakiego doznałam, gdy okazało się, że stworzenie wibruje swoim językiem 10 cm od mojej twarzy. W tamtym momencie nie powiedziałam nic i nic nie myślałam. Po prostu odruchowo, błyskawicznie wstałam i odskoczyłam. 

Wskazywałam miejsce, w którym przed chwilą była moja głowa i mówiłam tylko „Wąż! Tam był wąż, za raz przy mojej twarzy!” Czułam jak moje serce bije nienaturalnie szybko, więc przysiadłam na innej karimacie. Pamiętam, że gad był ciemnozielony, z jaśniejszymi plamkami, o ciele średnicy około 2 cm, czyli raczej niewielki. Gdy się nieco uspokoiłam, od razu przyszły mi do głowy czarne myśli.. bo co by było, gdyby zwierze ukąsiło mnie w szyję, albo w twarz? Rękę, czy nogę można zawiązać, odciąć dopływ krwi na pewien czas, ale co z głową.. Nie mieliśmy pojęcia, czy wąż był jadowity. Na szczęście okazał się nieagresywny, więc obyło się bez akcji ratunkowej. 

Takich znaków nie można lekceważyć, dlatego mimo, że nie udało nam się zasnąć, postanowiliśmy wracać do miasta. Bardzo chcieliśmy kupić sobie pamiątki z piękną, albańską flagą, a że w Szkodrze mogły one być jedynie przy twierdzy wzniesionej na wzgórzu, zagraliśmy w papier, kamień, nożyczki, o to, kto się tam wdrapie.. i przegrałam. Ania stwierdziła, że pójdzie ze mną, więc zostawiłyśmy bagaże z Piotrkiem, w taniej restauracji i ruszyłyśmy stromą ścieżką.

Twierdza Rozafa
Nie miałyśmy ochoty, ani siły, by zwiedzać twierdzę, więc tylko zakupiłyśmy magnesy i wisiorek z orłami i wróciłyśmy. W tej samej restauracji zjedliśmy niezbyt dobry, wczesny obiad, a następnie skierowaliśmy się w stronę wylotówki na Czarnogórę.  

To jak jest w końcu z tą Albanią? Cóż, piękna, dzika – nie da się ukryć; raj autostopowy – w naszym przypadku z całą pewnością; bezpieczeństwo – skłamałabym pisząc, że czułam się tam zupełnie bezpiecznie, jednak wizje porwań i zabójstw są mocno na wyrost i nie powinny nikogo powstrzymywać od wizyty w tym kraju. Trzeba po prostu być ostrożnym.. tak jak wszędzie.

Wygląda znajomo?
Prawie jak Hollywood :P
Kolejny wpis będzie o czarnogórskim Barze :)

Następny wpis⇾

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz