środa, 24 lutego 2016

Bałkany: 10. Chorwacja, Kupari - nocleg na dachu

    
     Przed południem stanęliśmy na wylotówce z Baru. Łapaliśmy stopa z Dubrownikiem na kartonie, ponieważ Kupari wydawało nam się mniej znane, a miejscowości te dzieliło zaledwie 8 km. Nie musieliśmy długo czekać, by zatrzymał się kierowca, z którym pojechaliśmy aż do naszego celu. Trasa powinna zająć lekko ponad 3 godziny, jednak przerwa na obiad, przeprawa promem w Zatoce Kotorskiej i korek na granicy czarnogórsko – chorwackiej sprawiły, że dopiero późnym popołudniem byliśmy na miejscu..


Droga była bardzo długa, ale mijała nam całkiem przyjemnie. Nasz kierowca był projektantem wnętrz i jechał do Dubrownika, by odwiedzić znajomą. Wysadził nas pod jednym z opuszczonych hoteli i pożegnał się. Zrujnowane budynki zrobiły na nas ogromne wrażenie. 



Od razu, póki jeszcze było jasno, poszliśmy się przejść po jednym z hoteli. Wybraliśmy ten, w którym planowaliśmy spać – najbliżej morza. Zanim dotarliśmy do wejścia, musieliśmy najpierw przebrnąć przez zarośnięte niczym dżungla chodniki z połamanymi i spróchniałymi ławeczkami i wdrapać się po długich, betonowych, dziurawych schodach. Chociaż nie byłam w Czarnobylu, wyobrażam sobie, że sceneria jest tam bardzo podobna.


Po wejściu do hotelu, spotkaliśmy parę, która robiła zdjęcia w środku. Oni również planowali spędzić noc w tym budynku. Wnętrze było kompletnie zrujnowane, okna pozbawione szyb, drzwi wyrwane z zawiasów, nawet framugi były w dziwny sposób wybite.. bo jak to Piotrek zauważył – wygięte były w stronę korytarza, jakby ktoś chciał się wydostać z pokoju.. 


Jedno pomieszczenie szczególnie przykuło naszą uwagę. Różniło się tym od pozostałych, że stało w nim zdezelowane łóżko, z którego wystawały sprężyny, na ścianach zawieszone były szczotki do czyszczenia toalet, kombinezon robotniczy, kolorowe nakrętki od butelek i kilka barwnych kabli.. niczym pokój psychola.. Może ktoś chciał w ten sposób polepszyć wystrój swojego mieszkanka, albo po prostu nastraszyć przybyszów?



Dalej szliśmy korytarzami, po prawej widząc przez wybite okna zarośnięte bujną roślinnością patio, a po lewej mijając rzędy pokoi. Przy każdym kroku pod butami zgrzytały odłamki szkła i drewna. Nasz cel znajdował się na ostatnim piętrze – musieliśmy sprawdzić, czy da się wejść na dach. Wspięliśmy się więc schodami bez barierek na samą górę intuicyjnie kierując się w pobliże szybu windy. Bingo! Właśnie tam Piotrek znalazł konstrukcję zrobioną z przewróconych drzwi i kilku okiennych futryn, która umożliwiała wejście przez dziurę w suficie.

"Drabina" na dach

Widok z góry
Nie było jednak jeszcze tak późno, by dało się zasnąć, poza tym byliśmy głodni, a kończyło nam się jedzenie. Wróciliśmy więc na plażę przed hotelem, ja zostałam, żeby pilnować rzeczy i ochłodzić się w wodzie, a Piotrek z Anią wyruszyli do sklepu. Wkrótce ponownie mogliśmy delektować się piwem i wspaniałym, wschodzącym księżycem w pełni. 

Wschód księżyca

Gdy już zapadła ciemność, ruszyliśmy znów na samą górę, wspomagając się światłem latarki. Ania była sceptycznie nastawiona do pomysłu nocowania na dachu, ale na szczęście udało nam się ją namówić. Tuż przed zaśnięciem zauważyliśmy z Piotrkiem pewną postać, która chodziła po ostatnim piętrze bez latarki, ani plecaka.. jakby znała to miejsce na tyle dobrze, że nie potrzebowała wspomagać się światłem.. krążyła obok szybu windy, więc obawialiśmy się, czy nie chce czasem zajrzeć na nasz teren, jednak w końcu zrezygnowała, a my poszliśmy spać nie mówiąc nic Ani, bo mogłoby się to dla niej skończyć nieprzespaną nocą. 

Trochę wiało i księżyc świecił tak mocno, że musieliśmy osłaniać się przed jego światłem, ale mimo to, był to jeden z najwspanialszych noclegów.. przede wszystkim za sprawą widoków o poranku. 
Wschód słońca


Jak tylko słońce wynurzyło się zza gór, około szóstej, zrobiło się tak ciepło, że już nie dało się spać. Gdy Ania dowiedziała się o tajemniczej postaci z poprzedniego wieczoru, była nam wdzięczna, że nie psuliśmy jej nocy. Cieszyła się również, że dała się namówić na nocleg w tym niesamowitym miejscu. Będzie co wnukom opowiadać.

Przed siódmą szliśmy już na wylotówkę, by dotrzeć do Dubrownika możliwie jak najwcześniej..



W kolejnym wpisie Perła Adriatyku! ;) 

Następny wpis⇾

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz