środa, 13 kwietnia 2016

Barcelona: 2. Noclegi na lotnisku

     
     Opowiem wam teraz o dwóch nocach spędzonych w Barcelonie. Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wykombinowała, by nie zwiększać kosztów. Postanowiłam więc przenocować na lotnisku. Jest taka strona www.sleepinginairports.net, na której każdy może podzielić się wrażeniami ze spania w tych właśnie miejscach. Zachęcona opisem stwierdziłam, że to niegłupi pomysł. Zdarzyło mi się już spać w ten sposób w Modlinie i Gdańsku i wszystkie noclegi oceniałam bardzo dobrze.

⇽Poprzedni wpis

Tym razem, nocując na barcelońskim El Prat było nieco inaczej. Pierwszej nocy nie miałam żadnego problemu - no może oparcia krzeseł przeszkadzały w wygodnym ułożeniu ciała, ale mimo to wyspałam się  (w stoperach i opasce na oczy). Nikt mnie nie budził - a przynajmniej nie z premedytacją - do 8:20. Pewnie mogłabym spać tam nawet dłużej. Muszę jednak dodać, że była to strefa zamknięta – tzw. duty free, w której zostałam po nocnym lądowaniu. Był to terminal 1.

Sytuacja zmieniła się, kiedy zachęcona wcześniejszym sukcesem, postanowiłam przyjechać na lotnisko tylko po to, żeby się przespać. Mój samolot odlatuje dopiero wieczorem, a nie chciałam tak wcześnie przechodzić przez kontrolę bezpieczeństwa i skracać zwiedzania miasta. Na miejsce noclegu wybrałam terminal 2. Po krótkim spacerze, zauważyłam kilka schowanych i niewidocznych miejsc, w których być może nikt by mnie nie znalazł, ale z uwagi, że jestem tu sama, stwierdziłam, że bezpieczniej będzie ulokować się na krzesłach, w pobliżu trzech innych dziewczyn. Znalazłam miejsce, w którym ktoś wyrwał oparcie, więc pomimo tego, że siedziska były metalowe i zimne, spało mi się całkiem dobrze.

O 4:20 obudziło mnie głośne „Hello” i poszturchiwanie. Zanim zaczęłam kontaktować, ochroniarz już odchodził mówiąc, że mam usiąść. Było to dla mnie zupełnie nielogiczne - dlaczego akurat teraz mam siedzieć, skoro do tej pory mogłam leżeć. Zniknął mi z oczu, więc położyłam się z powrotem. Po dwudziestu minutach sytuacja się powtórzyła i wtedy wiedziałam już o co chcę zapytać. Po angielsku zadałam pytanie „Dlaczego”, ale informacja zwrotna nic mi nie dała. Dowiedziałam się, że nie można, bo nie można. Ochroniarz znów czym prędzej się oddalił, a ja przeniosłam się na podłogę, dwa metry od krzeseł, w wąską wnękę między oknami, a jakimś pomieszczeniem. Po godzinie znów zostałam obudzona. Nauczona poprzednią konsternacją stróża, zapytałam go tym razem po hiszpańsku o co chodzi. Powiedział, że to otwarta strefa, więc nie można tu spać po godzinie 4:00. Dodał jeszcze, że to nie camping i sobie poszedł.

Stwierdziłam, że nie będę już czekała, aż obudzi mnie czwarty raz i poszłam do łazienki, a potem siedząc pod ścianą (i ładując laptopa), dokończyłam niniejszy wpis – są więc i dobre strony. W terminalu widziałam wiele osób śpiących na siedząco, a wśród nich był niezbyt ładnie pachnący żul. Prawdopodobnie przez takie osoby jak ja i on, wprowadzono te kretyńskie zasady.. no cóż, przespałam w sumie około pięciu godzin, więc nie jest najgorzej. Jest już dziewiąta i od godziny niebo jest jasne, a mnie naładowały się prawie wszystkie baterie, więc jeszcze tylko zrobię sobie zupkę chińską i ruszam odkrywać nieznane mi zakątki stolicy Katalonii, by wieczorem wylecieć stąd w kolejne miejsce. Niebawem dowiecie się jakie! ;)


Miejsce mojego posłania

Pan żul

Dziś nie było zbyt wielu zdjęć, ale za to w następnym wpisie będzie ich cała masa! Zapraszam za tydzień - pokażę wam wnętrze Sagrady Familii ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz