Pojechałam na południe
wyspy, żeby zobaczyć El Golfo i Los Hervideros. Jednak chyba za słabo
nacisnęłam przycisk stop w autobusie i nie zatrzymał się on na moim przystanku.
Dojechałam w ten sposób do ostatniej stacji, czyli Playa Blanca..
Postanowiłam wykorzystać
tę okazję, by zwiedzić miasteczko, a potem, w zależności od tego, która będzie
godzina i jaka pogoda, wrócić do punktu, z którego miałam zacząć, albo
pojechać z powrotem do Arrecife. Playa Blanca okazała się być miasteczkiem bardzo podobnym
do Puerto del Carmen – ładnym i zadbanym, ale pełnym turystów. Pogoda nie była
zbyt dobra, strasznie wiało, a niebo było zachmurzone, ale mimo tego
postanowiłam wspiąć się na punkt widokowy, z którego widać pobliską
Fuerteventurę. Atrakcyjność celu zwiększał fakt, że owym punktem był wulkan –
Montaña Roja (Czerwona Góra).
 |
Playa Blanca |
 |
Plaża w Playa Blanca |
 |
Montaña Roja |
 |
Fuerteventura |
Na górze strasznie wiało,
co skończyło się źle dla mojego aparatu, który postawiłam na murku, chcąc
wykorzystać samowyzwalacz. Pomimo tego, że murek był równy, a mój aparat jest dość ciężki, to spadł z wysokości około metra i nie
jestem pewna, czy nie stracił wodoodporności. Nadal jednak robi dobre zdjęcia i na szczęście
nic się nie stało z obiektywem.
 |
Panorama miasta Playa Blanca |
 |
Wiatr we włosach! ;) |
 |
Kaldera wulkanu |
Niedługo po południu
zeszłam ze szczytu i postanowiłam jednak pojechać do miejsca, z którego miałam
zacząć wędrówkę. Skróciłam jednak trasę i zamiast Golfo i Hervideros, zrobiłam
sobie mały trekking po polu lawy, wcześniej zahaczając jeszcze o Salinas del Janubio, czyli
Solarnię.
 |
Salinas del Janubio |
W czasie wycieczki czasami
trudno było znaleźć ścieżkę na polu czarnych, wulkanicznych kamieni. W takich momentach niezastąpiona okazała się
aplikacja MAPS.ME, którą bardzo polecam (darmowe mapy, które działają off
line).
 |
Nie zawsze kierunek był tak oczywisty |
Podczas spaceru w
otoczeniu suchorośli i czarnych magmowych formacji spotkały mnie dwie
niespodzianki - jedna nawet całkiem smaczna ;) Okazało się, że jakimś cudem
pośród kamieni wulkanicznych, wyrósł krzaczek pomidorków koktajlowych. Mojemu
zdziwieniu nie było końca. Bardzo mnie to jednak ucieszyło i oczywiście nie
omieszkałam ich spróbować – były bardzo słodkie.
 |
Słodka niespodzianka |
 |
Dopiero pod koniec spaceru okazało się, że szłam po poligonie wojskowym (w tamtym czasie oczywiście nieużywanym) |
 |
Może ktoś się skusi na zakup magmowej działki? :) |
Drugim zaskoczeniem były
widoczne w niektórych wulkanicznych skałach zielone kryształy. Dowiedziałam się
później, że to olivin – charakterystyczny dla Lanzarote minerał powstały w
czasie erupcji lawy.. Na koniec wędrówki nareszcie pogoda się poprawiła, a
ostatnie krajobrazy wynagrodziły mi cały trud wycieczki.
 |
Olivin |
 |
Miejscowość Yaiza |
 |
Za tydzień relacja z Los Hervideros i El Golfo ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz