poniedziałek, 18 lipca 2016

Lanzarote: 12. Museo Atlantico


      Atrakcje turystyczne w dzisiejszych czasach muszą zaskakiwać i ciekawić. Idealnie, jeśli są czymś unikalnym i trudno dostępnym. Otworzone w kwietniu tego roku Muzeum Atlantyckie łączy w sobie wszystkie te cechy – ukryte pod wodą, dostępne tylko dla nurków z licencją, jest jedyną tego typu atrakcją w Europie.


⇽Poprzedni wpis

Myśl, by je odwiedzić towarzyszyła mi od pierwszych dni na Lanzarote. Powstrzymywały mnie jednak koszty i niepewność związana z wodoodpornością mojego aparatu. Ostatecznie jednak postanowiłam wykorzystać okazję, która może się już nie powtórzyć i w swój ostatni dzień na wyspie pojechałam autobusem do Playa Blanca.



Po wcześniejszym wyszukaniu informacji o ofertach różnych centrów nurkowych, wybrałam jedno o nazwie Cala Blanca, które oferowało nurkowanie o 15:00. Cena biletu wstępu do muzeum to 7€, natomiast za nurkowanie z „łodzi” trzeba zapłacić 45€. Dodatkowym kosztem 5€ może okazać się ubezpieczenie, które ja miałam zagwarantowane przez kartę ISIC z opcją sportów ekstremalnych (nurkowanie do 15 m). Robienie zdjęć kosztuje 2€, ale w centrum powiedzieli nam, że jeśli wyjmiemy aparaty dopiero pod wodą, to nikt nie powinien się przyczepić.




Po przygotowaniu całego sprzętu, razem z instruktorką Alexandrą i jedną Australijką również chętną na nurkowanie, ruszyłyśmy busikiem do portu. Tam czekało na nas 8 osób z innego centrum. Wsiedliśmy wspólnie na ponton z napędem motorowym. Po około 15 min, w ciągu których nastąpiła krótka powtórka ze znaków, jakimi posługuje się pod wodą i objaśnienie trasy, którą popłyniemy, przycumowaliśmy do większej łodzi, założyliśmy wszystko na siebie i po kolei wchodziliśmy do wody.




Już podczas podróży zauważyłam, że z mojej kamizelki wydobywa się powietrze, ale pani nurek przyczepiła tylko mocniej BCD i powiedziała, że wszystko będzie ok. Niestety po wejściu do wody, okazało się, że sprzęt jest nieszczelny, więc jako mało doświadczony nurek, musiałam zamienić się kamizelką z Alexandrą.

W czasie zanurzania się, dziewczyna z Australii miała atak paniki, więc musiała się na chwilę wynurzyć. Dlatego dołączyłam na chwilę do reszty grupy, która dość długo musiała na nas czekać. Nie było jednak po nich widać zdenerwowania - wszak nurkowanie uczy spokoju i opanowania.



Pierwsza podwodna rzeźba jaką zobaczyliśmy, przedstawiała ponton pełen uchodźców. Za raz obok stała para bez twarzy robiąca sobie selfie. W tych okolicach podpłynęła do nas bardzo ciekawska rybka i próbowała pocałować mój aparat.



Ciekawskie rybki
Trochę dalej minęliśmy tłum posągów idących w jednym kierunku. Ekspozycja przedstawiała sylwetki osób w różnym wieku, które zaczynały obrastać glonami. Wtedy nasza instruktorka zwróciła nam uwagę na przepływająca bardzo blisko płaszczkę, więc ruszyłam w jej stronę, by nakręcić filmik.






Zwiedzanie trwało tyle, co przeciętne nurkowanie, czyli jakieś 40 min, a jednymi z ostatnich obiektów były figury ludzi-kaktusów, symbolizujące unikalny na Lanzarote związek natury z człowieczeństwem. Na samym końcu zobaczyliśmy paparazzich, czyli dwa posągi trzymające w rękach aparaty, a potem nastąpiło powolne wynurzanie, obejmujące trzyminutowy przystanek bezpieczeństwa. Popłynęliśmy z prądem do naszego pontonu i po kolei weszliśmy na pokład.





Muzeum powstało w szczytnym celu – ma uczyć szacunku dla przyrody i być punktem, który przyciąga nurków odciągając ich jednocześnie od przepełnionych i nadmiernie eksploatowanych naturalnych raf. Za 300 lat posągi mają się rozpaść, a na ich miejscu powstanie sztuczna rafa.



To już koniec opowieści z Lanzarote!

Na koniec mam dla was jeszcze filmik z pobytu na tej cudownej wyspie! ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz