środa, 6 lipca 2016

Lanzarote: 10. La Graciosa


        Malutka wyspa, na której nie ma asfaltowych dróg, spotyka się tylko rowery i samochody terenowe, a w dwóch miejscowościach żyje łącznie około 700 osób. Brzmi ciekawie? Dla mnie tak, dlatego już od dawna chciałam się tam udać. Czekałam tylko na dobrą pogodę.

⇽Poprzedni wpis

Kolejny raz wybrałam się z Anją – mamy podobne podejście – nie przeszkadza nam wczesna pobudka, czy kilkugodzinne chodzenie. Dzień zapowiadał się idealnie, dlatego wsiadłyśmy w pierwszy autobus i ruszyłyśmy do Órzoli, z której odpływają promy na oddaloną o 2 km Graciosę. Bilet w dwie strony to wydatek 20€. Podróż na Graciosę trwała 20 min, a z powrotem 35 min - prawdopodobnie za sprawą wiatru.







Po zejściu na ląd naszą uwagę zwróciło prawie puste miasteczko. Przy porcie kręciła się tylko grupka turystów przygotowujących się do nurkowania. Obrałyśmy trasę na północy wyspy, wiodącą przez dwie plaże. Początkowo na ścieżce minęłyśmy tylko pana jadącego kładem i wyprowadzającego psa, a krajobraz przypominał pustynię.






Na pierwszej plaży zrobiłyśmy sobie nawzajem sesje zdjęciowe i ruszyłyśmy dalej, by po chwili dotrzeć do przepięknych klifów i skalnych mostów stworzonych przez naturę kilkanaście metrów nad poziomem oceanu. Nie mogłyśmy się oprzeć, by wspiąć się na największy z nich i również uwiecznić to na fotografiach.




Baja de las Majapalomas


Najlepsze miało dopiero nastąpić - czekała na nas druga plaża, przez wszystkich, których pytałam, uznawana za najpiękniejsze miejsce na Graciosie. Woda miała niesamowity, turkusowy kolor i zapraszała, żeby się w niej zanurzyć.  Pomimo fal, spędziłyśmy tam trochę czasu oglądając dno przez maskę do snorkowania. Nie dostrzegłyśmy jednak żadnych ryb, wszędzie widząc tylko piasek, ale i tak było przyjemnie.






Playa de las Conchas




Piękno tego miejsca przyciągnęło sporo osób – jedni przemierzali drogę rowerami, inni na piechotę. Niektórzy wspinali się na pobliskie wulkany. Nam zabrakło na to siły i czasu. Wróciłyśmy do miejscowości, z której odpływał prom i ostatnie pół godziny spędziłyśmy na kolejnej plaży. Tym razem skaliste dno umożliwiło nam podziwianie podwodnej fauny.





Opuszczając Graciosę czułam niedosyt – chętnie wybrałabym się tam na dłużej, z plecakiem i namiotem. Panuje tam bardzo spokojna atmosfera, a w niektórych miejscach można poczuć się jak na bezludnej wyspie. Naturalny krajobraz i piękne plaże, to atuty zdecydowanie przemawiające za pobytem w tym miejscu.






W kolejnym wpisie opiszę przepiękne, naturalne baseny na Lanzarote! ;)

2 komentarze: