Na
deser poszliśmy natomiast do bubble waffle, spróbować niezwykłych gofrów, których
skład można dowolnie komponować. W ich cieście mogą być zanurzone owoce lub
nadzienia popularnych batoników. Moja kompozycja składała się z waniliowego
ciasta z bounty, lodów jagodowych, polewy z białej czekolady i kilku plasterków
nektarynki - tak, chyba nie dało się bardziej słodko.
Wieczorem
spotkaliśmy się z Asią – koleżanką Krzyśka, która spędzała miesiąc we Lwowie w
ramach projektu związanego z kulturą żydowską. Stała się ona naszą
przewodniczką i wtedy zaczęła się najciekawsza część pobytu – poznawanie
niesamowitych barów rozsianych po starówce. Duże wrażenie robiło to, że każdy z
nich zajmował całą kamienicę i miał swój własny, niepowtarzalny wystrój.
Na
początek poszliśmy do Lampy Naftowej,
w której czekaliśmy na koleżankę Asi – Olgę. Pierwszy bar miał robotniczy
charakter, kelnerki były ubrane w kombinezony z szelkami, z głośników leciał
rock, a w karcie można było znaleźć takie pozycje jak benzyna, nafta, czy
chemiczny eksperyment. My zamówiliśmy po dużym piwie za 24 hrywny, ale goście
ze stolika obok wybrali coś bardziej ekscytującego i dostali 10 intrygująco wyglądających, kolorowych probówek.
Tak, to parking na środku jezdni, pomiędzy dwoma torowiskami |
Czarna Kamienica |
Dom Legend |
Widzieliśmy
także salę wypełnioną książkami, a z kolei inna poświęcona była lwowskiemu
brukowi. Najciekawszy okazał się jednak taras na dachu, z którego roztaczała
się przepiękna panorama miasta. O nim, jak również o innych odwiedzonych przez
nas barach – Prawdzie i Masonerii – opowiem jednak w kolejnym
wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz