sobota, 22 października 2016

Ukraina: 3. Niezwykłe lwowskie bary cz. II


Na dachu Domu Legend można było wejść do komina albo trabanta.. i do tej pory nie wiem, czy ów samochód miał skrzydła, czy wiosła. Czasu starczyło nam tylko na obejrzenie przybytku. Później zeszliśmy krętymi, lekko krzywymi schodami, po drodze mijając kelnera – karła i ruszyliśmy dalej, by nie przegapić muzycznego widowiska.

⇽Poprzedni wpis


Widok z dachu Domu Legend


Kolejnym miejscem, w którym wypiliśmy po piwie, był bar Prawda, słynący z wieczornych koncertów zespołu instrumentalnego. Trzeba przyznać, że dają czadu i jak zgodnie z Asią stwierdziłyśmy, brakuje tam tylko parkietu. Na koniec każdego występu, gościom pubu rozdawane są puste, plastikowe butelki, którymi można wystukiwać rytm. Piwo ma co prawda tylko 200 ml, ale kosztuje zaledwie 24 hrywny (3zł) i jest wytwarzane na miejscu, co nadaje mu niepowtarzalny smak. Koncerty kończą się dość wcześnie, bo o 22:00. O tej godzinie nie można też już kupić alkoholu w sklepach.


Orkiestra w Prawdzie


Ostatnim barem, który koniecznie chcieliśmy zobaczyć była Masoneria. Wejście do niej nie jest całkowicie oczywiste, ale kto szuka, na pewno znajdzie potrzebne informacje w Internecie. Charakterystyczne znaki widoczne są już z zewnątrz, w oknach budynku.

Asia pokierowała nas na pierwsze piętro i zadzwoniła do drzwi jednego z mieszkań. Otworzył nam jakby lekko zdziwiony pan w białym, rozciągniętym podkoszulku i spytał o co chodzi. Wtedy nasza koleżanka zapytała, czy można, a on wpuścił nas do swojej klitki. W małym pokoju znajdowało się całe mieszkanie – z pralką, małym telewizorem i łóżkiem - jednak nie mieliśmy czasu, by skupiać się na szczegółach, bo to co najistotniejsze, znajdowało się za kolejnymi drzwiami.

Naszym oczom ukazało się wnętrze pełne przepychu. Wykorzystaliśmy okazję, by przejść się po restauracji, która wyglądała na drogą, ale nie chcieliśmy nic zamawiać. W gablotach lśniły złote przedmioty i symbole masonerii, a na ścianach wisiały zdjęcia bogaczy. W związku z dość niekulturalnym wejściem z naszej strony, nie śmiałam robić tam żadnych zdjęć.

Po wyjściu, przeszliśmy się jeszcze oświetlonymi uliczkami i oglądaliśmy pięknie podświetloną operę wysłuchując opowieści Asi, która w mieście była już 25. raz i wiedziała o nim niemal wszystko. Poszliśmy spać, by nazajutrz zdecydować o kolejnych planach.


CDN.


Prawda po koncercie


i jeszcze raz trabancik na dachu :)
Następny wpis będzie o dylematach w podróży i ciekawym transporcie




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz