sobota, 19 listopada 2016

Ukraina: 7. Zwiedzanie Odessy


Wyjście do miasta zaczęliśmy od poszukiwań lodów w pucharku, na które bardzo miałam ochotę, a które nie pozwalały się znaleźć. Upał południa sprawił, że po długim wędrowaniu od jednej restauracji do drugiej, postanowiliśmy zadowolić się zimnym radlerem na ławce przed sklepem.

⇽Poprzedni wpis

Zastanawialiśmy się, co nam grozi, jeśli zobaczyłaby nas policja, ale później okazało się, że nasze obawy były niepotrzebne, ponieważ jeden z poznanych Ukraińców oznajmił, że policja najwyżej kazałaby nam wylać piwo i raczej nie wyciągnęłaby dalszych konsekwencji.

Później zawędrowaliśmy do pięknego parku, gdzie słuchaliśmy przez chwilę próby jakiegoś zespołu i podziwialiśmy wielką, zieloną kamienicę. Wyglądała na wyremontowaną, a daty wypisane na szczycie ściany pokazywały 1975 i 2003 rok, co o ile dobrze je zinterpretowaliśmy, świadczyło o niezabytkowym charakterze budynku. 



Imponujący budynek, który wzbudził naszą ciekawość
Koncercik w parku
Dalej ruszyliśmy w stronę opery – jednego z symboli miasta, a następnie skierowaliśmy kroki w stronę schodów, które zyskały popularność dzięki filmowi Pancernik Potiomkin. Nie były one niczym nadzwyczajnym, o czym co chwilę przypominał mi Krzysiek, ale przynajmniej z ich szczytu widać było port z masą żurawi.


Opera
Schody ze starego filmu

W ten sposób nadeszło popołudnie i pora powrotu na pole namiotowe, gdzie zostawiliśmy swój bagaż. Podczas siedmiokilometrowego spaceru, na ulicy kupiłam sobie intrygująco wyglądające orzechy włoskie zalane gumiastą masą. Były całkiem smaczne i niezbyt słodkie. Wybór był całkiem spory, więc chwilę zajęło mi podjęcie decyzji. Z pośród takich smaków jak bananowy, figowy, jabłkowy, brzoskwiniowy, czy pomarańczowy, wybrałam w końcu malinowy.

Po drodze mijaliśmy wille o wymyślnych kształtach. Jedna miała nawet zamkową wieżę. Szkoda tylko, że otoczenie posiadłości tak kontrastowało z przepychem. Dziury w chodnikach i brud na ulicach przywoływały mi na myśl Albanię. Ogólnie rzecz biorąc, nie uznałabym Odessy za ładne miasto. Ma kilka budynków wartych uwagi i w zasadzie nic więcej. Jeden dzień spokojnie wystarczy, żeby wszystko zobaczyć. Dlatego też, pozostały czas spędziliśmy na plaży czekając na pociąg, na który mieliśmy już bilety, a który miał odjechać 27. lipca.


CDN.






W kolejnym wpisie ostatni dzień w Odessie! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz