środa, 26 kwietnia 2017

Europa Zachodnia: 10. Spacer po Ligurii


          Po szybkim sprawdzeniu mapy, postanowiliśmy iść ścieżką, przy której zabudowania kończyły się najszybciej. Spacer stromą, kamienistą dróżką w ciemności trochę nas zmęczył, więc stwierdziliśmy, że wystarczy nam tej nocy niewielki kawałek trawy, odgrodzony od ścieżki krzakami. Przestrzeń była tak mała, że mogliśmy tam spać jedynie bez namiotu, więc użyliśmy jego podłogi jako dodatkowej izolacji od podłoża.

⇽Poprzedni wpis



Przed snem wypiliśmy jeszcze francuskie wino, żeby zasypiało nam się szybciej, a sny były kolorowe. Mikstura zadziałała, dzięki czemu nie budziliśmy się w nocy. Rano zwiedziliśmy Laigueglię, a potem ruszyliśmy piechotą wzdłuż nadmorskiej promenady, do następnej miejscowości, co poleciła nam para, z którą jechaliśmy poprzedniego dnia.

Kościół w Laiguegli




Kolejne miasteczko - Alassio - było łudząco podobne do poprzednich. Nie brakowało mu uroku, lecz nie było w nim też nic nadzwyczajnego. Postanowiliśmy kierować się w stronę wylotówki po drodze szukając jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy usmażyć sobie na grillu chorizo. Z braku lepszej możliwości, stwierdziliśmy, że wejdziemy do prawie suchego koryta rzeki i w niewidocznym miejscu pod mostem rozpalimy ognisko. Porywisty wiatr pomógł nam w realizacji planu, więc najedzeni mogliśmy ruszyć dalej.



Miejsce na obiad


Zatrzymał się dla nas kierowca, który, jako jeden z wielu napotkanych po drodze, palił w swoim samochodzie trawkę. Jechała z nim też jego dziewczyna i ich kumpel. Powiedzieli, że teraz jadą na chwilę do domu, żeby się przebrać, ale potem będą się kierowali trochę dalej na wschód, więc możemy się zabrać z nimi, co też uczyniliśmy. Przyznam, że na początku miałam małe obiekcje, ale nie dlatego, że nasz kierowca umilał sobie czas paląc. Przez chwilę myślałam o tym, że jakoś w tych Włoszech marnujemy czas na różne postoje, zamiast jechać dalej.



Bardzo szybko przypomniałam sobie jednak, że nie o to w tym wszystkim chodzi i dałam się prowadzić drodze. Wesoła brygada podwiozła nas o zmroku na publiczną plażę, gdzie mogliśmy rozłożyć swój domek w bardzo miłym, niewidocznym miejscu. Stanął tak blisko morza, że w nocy budziłam się co chwilę i zastanawiałam, czy fale nas za raz nie zaleją..



Średniowieczny mostek

W kolejnym wpisie przeżyjemy chwile grozy..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz