Widok
plaży za dnia nie rozczarował nas. Było cudnie, istny raj na ziemi.. mam ten
obraz ciągle w pamięci. Przed nami była plaża rozciągająca się na prawo, z dość
dużymi kamieniami, gdzieniegdzie z głazami wchodzącymi bardziej w morze, za nią
krzaczki. Po lewej, tuż przy morzu stała latarenka morska – piszę latarenka, bo
nie miała więcej niż 7 m – z nią łączył się murek prowadzący w stronę
drogi do miasta.
Żeby
do niego dojść trzeba było iść ścieżką wśród krzaczków, potem wyjść na asfalt, i
albo iść cały czas ulicą, albo zejść lekko na prawo, na taki chodnik jakby tuż
nad morzem jakiś metr od tafli wody – zawsze wybieraliśmy właśnie tę drogę –
sceneria była iście filmowa. Bajkową atmosferę tworzyły opuszczające się z góry gałązki i
rybki pływające w przejrzystej wodzie.
Miasto – jedno z najbardziej urokliwych, jakie widzieliśmy. Spokojne, jak już pisałam, ale nie obyło się bez turystów.. w tym także Polaków. Z naszej plaży widać było całkiem blisko inny brzeg, a także zatoczę właśnie wspomnianego miasta.
Miasto – jedno z najbardziej urokliwych, jakie widzieliśmy. Spokojne, jak już pisałam, ale nie obyło się bez turystów.. w tym także Polaków. Z naszej plaży widać było całkiem blisko inny brzeg, a także zatoczę właśnie wspomnianego miasta.
Cudowny
widok, w sam raz na rozpoczęcie dnia. Zaplanowaliśmy, by spędzić go w 100% na odpoczynku. Tak też się stało. Kacper próbował łowić ryby,
ale już przy drugim podejściu zgubił gdzieś żyłkę z haczykiem.. a wcześniej
tyyyyle się namęczył, żeby stworzyć skomplikowaną przynętę dla rybek
składającą się z płatków owsianych, kostki rosołowej i wody.. no jaka szkoda. Ja w tym czasie czytałam książkę, którą on wziął ze sobą – Wiedźmina. Zaczęła mnie
powoli wciągać, chociaż dość niekomfortowo czytało się na takim słońcu.. nie
wiem, od czego to zależało, ale po kilku godzinach czytania, miałam rozmazany
obraz przed oczami. Na szczęście przeszło dość szybko.
Aaa..
i najważniejsze, co działo się tuż przed czytaniem i tuż po czytaniu.. po raz
pierwszy pływałam z maską i rurką. To było.. ekscytujące, niesamowite,
fantastyczne przeżycie. Cieszyłam się jak dziecko i wybuchałam radosnym śmiechem, który tłumiła rurka. Chociaż dno nie było zbyt
urozmaicone, to pływałam w ławicach małych rybek i widziałam grube, wyglądające
jak kupy, ślimaki morskie na dnie i jeszcze raz rybki i inne rybki, wspaniałe
przeżycie. Stwierdziłam, że jeżeli teraz będę nad morzem gdzieś, gdzie widać
więcej niż 2 m w wodzie, to będę brała maskę ze sobą.
CDN.
[Zdjęcia pochodzą z innych wypraw do Chorwacji]
Była to kolejna część historii o podróży do Holandii i Chorwacji w lipcu 2011 r. zaczerpnięta z mojego autostopowego pamiętnika.
[Zdjęcia pochodzą z innych wypraw do Chorwacji]
Była to kolejna część historii o podróży do Holandii i Chorwacji w lipcu 2011 r. zaczerpnięta z mojego autostopowego pamiętnika.
Ślimak, czy kupa? |
Za tydzień post o pięknym miasteczku Povlja i naszych dalszych planach ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz