Kolejna
niespodzianka czekała na nas, kiedy poszliśmy szukać noclegu. Widzieliśmy
tabliczki pokazujące, gdzie zaczyna się plaża nudystów, zakazy rozpalania
ognisk, rozbijania namiotów, ale też zakaz spania na plaży pod gołym niebem, z
czym spotkałam się pierwszy raz. Potem idąc plażą, widzieliśmy ludzi śpiących
właśnie w taki sposób.. a może nie śpiących?
Widocznie nikt sobie nie robił dużo z
takich zakazów. Znaleźliśmy dość dobrą plażę, myślałam, że lepiej już nie
będzie, ale Kacper poszedł dalej, po ciemku przeszedł przez zaporę z kamieni i
opłaciło mu się.
W
wodzie kolejna niespodzianka – świecące glony, czy plankton, tego nie wiemy,
ale fluoryzowało to coś na zielono.. magia. Znaleźliśmy prawdziwie rajską plażę
- wymarzoną lagunę wśród dwóch otaczających ją kamiennych ramion wychodzących w
morze. Od strony lasu mieliśmy naszą własną jaskinię, pod półką skalną. Początkowo
zamierzaliśmy iść spać na plaży, ale pogoda zweryfikowała nasze plany.
Chorwackie wrześniowe noce bywają deszczowe, jak się okazało. Nie był to zwykły deszcz. Przenieśliśmy
się pod półkę skalną i ukazała nam się jej druga strona – zaczęła po niej
spływać woda z całego lasu tworząc wodospad, a w piasku drążąc krater.
Wczołgaliśmy się jak najdalej mogliśmy, bez groźby ugryzienia lub pożarcia
przez mieszkańców jaskini. Nie do końca zadziałało. W zasadzie deszcz nas nie
zmoczył za bardzo, no może tylko trochę Dominikę, ale za to ja obudziłam się z
jakimiś czerwonymi kropkami na dłoniach. A może miałam je już po spaniu w
krzakach poprzedniego dnia..? Jaskinia bardzo nam się spodobała.
Powiedziałam
Dominice, że następnego dnia chcę iść na plażę nudystów. Mojemu zdziwieniu nie
było końca, kiedy następnego dnia rano, wróciłam ze sklepu, a na naszej
rajskiej plaży zobaczyłam grupkę golasów.
Wstałam
dość wcześnie, jakoś chciało mi się coś zrobić, gdzieś iść.. więc poszłam do
sklepu, bo poza tym kończyło nam się jedzenie. Miejscowość okazała się być położona
dalej niż myślałam, w jedną stronę szło się 15 min. Była ładna, choć dla mnie
zbyt zatłoczona.. no i nie mieli darmowych pryszniców. Świątynia była zamknięta,
więc spacerowałam po starych zabudowaniach około godzinę. Chciałam zobaczyć,
czy po drugiej stronie miasta, bliżej centrum, nie ma innej plaży. Ale niepotrzebnie
szukałam - nasza miejscówka była idealna. W czasie spaceru znalazłam tylko
jakąś małą zatłoczoną plażę dla miejscowych.
Wróciłam
z zakupami, zjedliśmy śniadanie, a Kacper wymyślił, że będzie robił bransoletkę
z muszelek, więc postanowiłyśmy zrobić to samo. Ciężko było między kamyczkami
znaleźć jakieś odpowiednie okazy, a jeszcze ciężej, zrobić z nich bransoletkę,
ale w końcu mi się udało. To był cudownie spędzony dzień na leniuchowaniu i
nurkowaniu.
CDN.
Była to kolejna część historii o podróży do Holandii i Chorwacji w lipcu 2011 r. zaczerpnięta z mojego autostopowego pamiętnika.
Nasz rajski zakątek znajdował się gdzieś na tym odcinku.. ciekawe, czyj jeszcze tam jest :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz