środa, 16 sierpnia 2017

Holandia i Chorwacja: 4. Spanie w opuszczonym domku na plaży


      Następne dni były coraz gorsze. Morale w grupie upadały i wszyscy oprócz Marcina zaczęli się poddawać. Nie pamiętam już dat, ale jednej nocy, gdy spaliśmy na plaży, nadeszła burza, a namiot zaczął przeciekać. To był krytyczny moment. Wtedy czuliśmy, że jest bardzo, bardzo źle, ale z perspektywy czasu, wydaje mi się, że to była jedna z najlepszych przygód.

⇽Poprzedni wpis

Z racji tego, że wszystko było mokre, a pogoda wciąż nieciekawa, musieliśmy znaleźć inne miejsce. 13. lipca poszliśmy jakiś kilometr dalej, za wydmy, aby rozbić namiot w krzakach, za zarośniętą wydmą piachu pod baldachimem przekrzywionych drzew. Tam było całkiem przytulnie i nawet humory nam się poprawiły. Udało się rozpalić ognisko i upiekliśmy sobie bagietki z czosnkiem. Nigdy nie były tak dobre jak tam, z tego ogniska.

Rano następnego dnia okazało się, że tego miejsca też niestety deszcz nie oszczędza, a musieliśmy wymyślić coś, żeby wysuszyć swoje rzeczy. Chłopcy znaleźli jakiś niby opuszczony otwarty dom, więc udaliśmy się tam. To dopiero była przygoda - udało nam się rozpalić w kominku, a za oknem widzieliśmy niespokojne morze i padający non stop deszcz. Z drabiny zrobiliśmy suszarkę na ubrania i jakoś udało nam się wszystko uwędzić.

Nie mogło to później pachnieć dobrze. Na ogniu dało się zrobić zupki chińskie i kaszkę z posmakiem dymu. Było bardzo przytulnie. W domku spędziliśmy dość dużo czasu, nie wiem nawet, czy nie dwa dni, ale jak już zaświeciło słońce, to Marcin obiecał pojechać jeszcze raz, żeby się spytać o pracę. Reszta już straciła nadzieję. Jeszcze poszliśmy się wykąpać pod prysznic na plaży, a gdy wróciliśmy, Marcin powiedział, że jak nas nie było, spotkał gospodarzy domu, którzy go zapytali, czy nie chce go kupić, co tam robi itd. Na szczęście nie wezwali policji i nie zauważyli, że tam nocowaliśmy.

Ostatniego dnia, byłam już pewna, że wybierzemy kierunek Chorwacja, ale Marcin się jeszcze łudził. Pierwszy zrezygnował jednak Marek i postanowił sam wracać do Polski. My poczekałyśmy jeden dzień na Marcina i Kacpra.. w McDonaldzie. Byłyśmy tam od otwarcia, do popołudnia, oglądałyśmy film na laptopie, surfowałyśmy po necie i nikt nam słowa nie powiedział.

Kiedy Marcin wrócił, moje podejrzenia się sprawdziły, więc słonecznym popołudniem ruszyliśmy w stronę wylotówki. Pożyczyliśmy wózek z marketu i przez pewien czas wieźliśmy w nim swoje toboły. Marcin zastanawiał się, czy aby nie ruszyć z nami, ale jednak zrezygnował i ruszył w kierunku Polski.

CDN.


Była to kolejna część historii o podróży do Holandii i Chorwacji w lipcu 2011 r. zaczerpnięta z mojego autostopowego pamiętnika.


Za tydzień ruszymy w stronę Słońca! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz