środa, 23 sierpnia 2017

Holandia i Chorwacja: 5. Droga do Chorwacji


      Do Chorwacji pojechałam z Dominiką i Kacprem z tęsknoty za słońcem, dobrą pogodą i ciepłym morzem. Dostaliśmy, czego chcieliśmy. Było cudownie i pięknie. Nie wiem, czy te słowa nie są przypadkiem synonimami, ale tak właśnie tam było. I jeszcze gorąco. Przyjazd zajął nam 3,5 dnia, a nie jak się spodziewaliśmy – 2, ale i tak było spoko. Przynajmniej ja się tego spodziewałam. W trójkę zawsze jest ciut ciężej, a poza tym, Kacper mówiąc szczerze, się opierdzielał.

⇽Poprzedni wpis

No i jeszcze była niedziela w Austrii, podczas której zmarnowaliśmy z 5 godzin na parkingu - takie uroki autostopu. Kacper przydawał się za to w samochodach, bo zawsze gadał z kierowcami. Nam się nie spieszyło, żeby nawiązywać z nimi głębsze kontakty, co wynikało też z lenistwa. Poza tym, zauważyłam, że jeżeli w samochodzie, kiedy jedziemy na stopa, jest osoba, która dobrze zna angielski, to zwykle pozostali się nie odzywają. Chyba chodzi też o wstyd, bo np. ja nie chciałam się błaźnić moim kalekim angielskim, kiedy słyszałam, jak on mówi niemal płynnie i wie zawsze co chce powiedzieć. Ja często muszę szukać w pamięci rożnych słów i popełniam dużo błędów. Z kolei jeśli ktoś z moich towarzyszy robi ich jeszcze więcej, to ja awansuje na pozycję tego, kto mówi najlepiej.

Chciałabym sobie przypomnieć coś więcej z naszej drogi. W pamięci zapadło mi tylko kilka szczegółów. Poniedziałek po beznadziejnej niedzieli, kiedy z Austrii przejechaliśmy do Chorwacji. Szło nam idealnie. W Słowenii koło lotniska nie czekaliśmy chyba nawet 10 min. Wziął nas młody chłopak, który zobaczył naszą tabliczkę Croatia i sam do nas machnął. Jak się później okazało, jechał w sprawach służbowych i musiał po drodze wziąć sprzęt geodezyjny i kolegę z pracy. Dalej jechaliśmy w trójkę z tyłu z bagażami na kolanach.. nie pierwszy i nie ostatni raz.

Potem już pamiętam tylko, jak wziął nas ze stacji benzynowej taki Chorwat, który pytał się nas, czy nie jesteśmy z mafii. Zatrzymał się jak się do niego uśmiechnęłam i mu pomachałam, a miał już odjeżdżać. Najwidoczniej się zastanowił, i doszedł do właściwych wniosków. Potem, nie wiem, czy to nie był ten sam, ale któryś gość w Chorwacji zapuścił fantastyczną muzykę za namową Kacpra, chyba nawet z jego mp3, o ile dobrze kojarzę, to ACDC. Jechaliśmy tak w nocy zasłuchani i zamyśleni.

Wysiedliśmy na autostradzie w nocy, przy zjeździe na Split i od razu dała się odczuć wyższa niż w Austrii temperatura. Było wręcz parno i gorąco. Ale cieszyło nas to - wreszcie wyschniemy, po mokrej i zimnej Holandii.

CDN.

Była to kolejna część historii o podróży do Holandii i Chorwacji w lipcu 2011 r. zaczerpnięta z mojego autostopowego pamiętnika.


W kolejnym wpisie odwiedzimy Split :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz