Była 1:00 w nocy, kiedy
musieliśmy zdecydować – iść po autostradzie do zjazdu, potem w kierunku centrum, albo na skróty, (jak nam się wydawało) przez ogrodzenie i w stronę
morza. Wybraliśmy opcję drugą, w perspektywie mając możliwość noclegu po
drodze, a potem dojechania komunikacją miejską. Jednak wyjście nr
1 postawiło na swoim, bo kiedy szliśmy wzdłuż ogrodzenia szukając dogodnego miejsca, by przejść na jego drugą stronę, doszliśmy do zjazdu.
W każdym razie wyszło
całkiem nie najgorzej - zobaczyliśmy dwóch gości gadających przy samochodzie - nasza
szansa na kolejnego stopa. Okazali się całkiem spoko, chociaż byli zdziwieni,
ze ktoś o tej godzinie w ogóle jest na drodze.. możliwe też, że byli troszkę
przestraszeni. W każdym razie podeszłam do nich i wytłumaczyłam, że jesteśmy
autostopowiczami i że próbujemy się dostać do Splitu, bo ktoś nas zostawił na
drodze. Spojrzeli na siebie i kierowca zdecydował, że nam pomogą - lepiej znał
angielski, niż jego kolega. Okazał się mieszkańcem Splitu - dobrze znał miasto
i zabrał nas na jedną z nielicznych dzikich plaż.
Była dość kamienista i specyficzna
– po głazach można było wejść do wody. Od razu skorzystałam. Kąpiel nago w
Adriatyku zaliczona. Było bajecznie.. Księżyc świecił mocno i wszyscy się
rozmarzyli. Kiedy znaleźliśmy miejsce do spania, Dominika powiedziała, że jej coś śmierdzi padliną. Rano okazało się, że ułożyliśmy się obok kamienia, na
którym coś zdechło. We śnie nam to jednak nie przeszkadzało. Następnego dnia planowaliśmy zwiedzanie, a wieczorem
znalezienie promu na którąś z wysepek.
Split bardzo nam się spodobał, nawet pomimo tego, że mieliśmy trochę do przejścia, żeby dostać się do centrum. Dopiero
wieczorem znaleźliśmy odpowiedni autobus jadący z niedalekiego przystanku.
Niestety zepsuł nam się jedyny aparat, a konkretnie zamókł Kacprowi już w Holandii, z powodu czego najbardziej ubolewała Dominika, ale jakoś przeżyliśmy - mamy pocztówki. Postanowiłyśmy, że na pewno jeszcze wrócimy do Chorwacji. Nie przypuszczałam, że to nastąpi tak szybko – już po miesiącu.
Niestety zepsuł nam się jedyny aparat, a konkretnie zamókł Kacprowi już w Holandii, z powodu czego najbardziej ubolewała Dominika, ale jakoś przeżyliśmy - mamy pocztówki. Postanowiłyśmy, że na pewno jeszcze wrócimy do Chorwacji. Nie przypuszczałam, że to nastąpi tak szybko – już po miesiącu.
|
Split |
Wracając do chronologii..
niestety nie mogę pomóc sobie zdjęciami, jak już przed chwilą nadmieniłam, ale
na szczęście w mojej pamięci układa się wszystko w dość spójną całość.
Zwiedziliśmy Pałac Dioklecjana wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO,
potem Dominika zajęła się szukaniem Internetu, bo miała przez cały pobyt w głowie
tylko problem ze studiami. No niestety nie było to mądre, wyjeżdżać, z
nieuporządkowanymi sprawami w Polsce. Z tego powodu, musieliśmy później zmienić plany.
Tak więc Dominika ślęczała
na necie w parku, ja i Kacper robiliśmy zakupy, a potem on szukał sklepu z
maskami do nurkowania. Napalił się strasznie i postanowił zrobić sobie prezent
na urodziny – kupił sobie maskę i rurkę, chociaż w domu zostawił całkiem
podobne.. a według mnie nawet lepsze, bo potem mi je dał.
Maska i rurka to w Chorwacji faktycznie niesamowita frajda. Mają tu bardzo
czystą wodę i ciekawe życie podwodne. Przekonałam się o tym w ciągu następnych
dwóch dni.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz