piątek, 15 stycznia 2016

Bałkany: 3. Sofia - część druga. Zamach terrorystyczny


      
      Przechodząc głównym deptakiem pełnym sklepów, banków, restauracji i barów, doszliśmy do miejsca ogrodzonego biało-czerwonymi taśmami. Oprócz tego, że stali tam dziennikarze, w zasadzie niewiele się działo. Właściwie dla nas działo się tylko tyle, że musieliśmy obejść jedną przecznicę, żeby ominąć to miejsce, ponieważ przejście było całkowicie zagrodzone. Poszliśmy dalej w poszukiwaniu informacji turystycznej, która według Google miała być całkiem niedaleko, myśląc, że ten cały cyrk, to pewnie po to, aby dziennikarzom nikt nie przeszkadzał w kręceniu materiału..

⇽Poprzedni wpis

Po bezowocnych poszukiwaniach wracaliśmy wolnym krokiem zrezygnowani i zmęczeni, aż nagle.. usłyszeliśmy przeraźliwy, głośny huk – coś jak wystrzał. Wybuch! Całkiem niedaleko nas! W pierwszej chwili spojrzeliśmy na siebie, na swoje zdziwione miny szukając odpowiedzi na pytania Co to było? Co robimy? Po chwili bezruchu nie wiedzieć czemu, machinalnie zaczęliśmy iść w stronę przejścia dla pieszych, zza którego słychać było wybuch – zupełnie nielogiczne, jednak całkiem instynktowne zachowanie ludzkie. Ciekawość często bierze górę nad rozwagą.  
Doszliśmy do ogrodzonego terenu od przeciwnej strony niż wcześniej. Na środku deptaka, za taśmami, leżał przewrócony wózek z supermarketu z jakimiś tobołkami i reklamówkami wokół. Obok przechodził człowiek ubrany w strój sapera. Pierwsze skojarzenie – no zamach jakiś. Obeszliśmy teren, żeby znaleźć się znów od strony deptaka. Tam zgromadziło się już kilka osób. Zapytaliśmy ich co się stało, ale nikt nic nie wiedział.. Byliśmy w szoku, przestraszeni nie na żarty. Stwierdziliśmy w końcu, że przebywanie w tym miejscu nie jest jednak dobrym pomysłem ze względu na zaistniałe okoliczności i myśląc, że przecież taką akcję z łatwością sobie później wygooglujemy, poszliśmy dalej szukać miejsca na pozostawienie plecaków. Niestety Internet milczał na temat tego tajemniczego wybuchu w centrum Sofii, a nikt, kogo potem pytaliśmy nic o tym nie wiedział.
Nasze plecaki znalazły w końcu schronienie w jednym z biur podróży, w którym pracowało trzech panów. Na początek weszłam sama, powiedziałam, że mam taką prośbę, a jak się zgodzili, to dodałam, że jest nas trójka.. taki mały psychologiczny myk, który poskutkował. Zostawiliśmy plecaki obok stosów papierów i jakichś pudełek, po czym udaliśmy się na zwiedzanie stolicy Bułgarii.
Odwiedziliśmy piękną cerkiew ze złotymi kopułami i weszliśmy do meczetu – niektórzy z nas po raz pierwszy. Na początku nieśmiało podeszłyśmy z Anią do drzwi, myśląc, że pewnie wpuszczą tam tylko Piotrka, bo my nie dość, że kobiety, widać, że nie muzułmanki, to jeszcze ubrane w krótkie szorty.. ale panowie siedzący przy wejściu wykonali zachęcający gest rękoma, więc podeszłyśmy bliżej. Dali nam do ubrania długie, zielone szaty z kapturami, więc weszłyśmy do środka ubrane jak dwa elfy. Piotrek mógł wejść bez okrycia, w swojej koszulce i spodenkach. Musiał tylko, jak wszyscy, zdjąć buty.

Elfy w meczecie
Sobór św. Aleksandra Newskiego
Wewnątrz świątyni
Posąg Sofii
Oprócz kilku monumentalnych budynków i posągu Sofii na wysokiej kolumnie, miasto faktycznie nie ma wiele do zaoferowania. No chyba, że należy się do entuzjastów muzeów i lubi się za nie płacić, to śmiało można zajrzeć gdzieś jeszcze. My do nich nie należymy, dlatego po zakupieniu kilku pocztówek i magnesów udaliśmy się po odbiór naszych bagaży z bezpłatnej przechowalni, a potem do jednej z restauracji, by skosztować typowo bułgarskiego specjału – sałatki  szopskiej – taka miła odmiana po codziennych kanapkach z pasztetem. Po tym obiedzie składającym się z pomidorów, ogórków, papryki i tartego, słonego sera, udaliśmy się w stronę wylotówki.
Sałatka szopska
Optymistyczna wersja była taka, żeby tego samego dnia dojechać chociaż za granicę, dlatego na kartonie napisaliśmy Grecja. Pierwszy kierowca wracał z Sofii do swojego miasteczka i nadłożył około 10 km, żeby wysadzić nas na odpowiedniej stacji benzynowej przy trasie prosto do Grecji. Około 17:00 wysłaliśmy jeszcze post na grupie autostopowej, z pytaniem, gdzie mieści się dom podróżnika w Atenach, myśląc, że może uda nam się spędzić tam noc jak już dojedziemy za dzień lub dwa. Los miał dla nas jednak inne plany. 
Zatrzymał się dla nas najbardziej pozytywnie zakręcony kierowca w czasie tej podróży. W jego samochodzie cały czas leciała bałkańska muzyka, do której wszyscy tańczyliśmy. Tak.. tańczyliśmy w samochodzie.. no.. właściwie tylko ruszaliśmy rękami, ale zabawa była przednia. Nasz wybawca nie mówił po angielsku, ale udało nam się ustalić, że jedzie do Aten, a potem do Neapolu, że ma tam dziewczynę, czy kochankę i żonę jeszcze gdzieś indziej. Jednak najbardziej utkwiło nam w pamięci powtarzane przez niego „Atina? No problema”. 
Po jakiejś godzinie jazdy zatrzymał się przy restauracji i kupił dla siebie i dla nas dużą porcję popularnego na Bałkanach, grillowanego, mielonego mięsa zwanego czewapi i wodę, wyjął chleb i powiedział, żebyśmy jedli. Po takiej kolacji ruszyliśmy dalej pełni entuzjazmu i radośni, ponieważ wiedzieliśmy, że szczęście nam sprzyja – w końcu udało nam się złapać przejazd w zasadzie prosto z Sofii do Aten, czyli prawie 800 km. Na kolejnym postoju sprawdziliśmy odpowiedzi pod dodanym przez nas postem i okazało się, że adres do naszego miejsca noclegu nie widnieje w sieci. Należy się najpierw zalogować na stronie, podać liczbę osób i dni, a potem czekać na odpowiedź. Tak też zrobiliśmy i na szczęście okazało się, że będzie dla nas miejsce, ale możemy przyjść najwcześniej o 8:00. Dom podróżnika powstał z inicjatywy pewnej serbskiej organizacji non profit i jest tworzony każdego roku w innym mieście na okres wakacji. Jest to miejsce, gdzie mogą nocować za darmo lub za dobrowolną opłatą ludzie z całego świata. Nie mogliśmy doczekać się kolejnej przygody.
Po drodze wydarzyło się też kilka ciekawych sytuacji, np. nasz kierowca spotkał na granicy swojego kolegę i zatrzymał się z nim na postój pod jakąś toaletą na autostradzie. Ów kolega puścił w swoim samochodzie głośną muzykę, co zachęciło naszego kierowcę do tańca.. na samochodzie. Tak właśnie – nasz kierowca wskoczył na swój samochód i zaczął tańczyć.. i zrobił to dwa razy, z czego drugi nagrałam. Poza tym, szyby w jego samochodzie nie rozsuwały się na korbkę, ani automatycznie.. po prostu nie działały, co więcej, podczas jazdy lekko opadały w dół. Żeby temu zapobiec, co pewien czas trzeba było przesuwać je do góry, przyciskając całe dłonie do okien. Po kilku takich domknięciach na szybach robiły się ślady przypominające.. no właśnie.. można to sobie wyobrazić – te łapy wyglądały, jakby ludzie ze środka chcieli się z tego samochodu wydostać.. dość straszne. Być może dlatego na granicy strażnicy przez chwilę rozmawiali z właścicielem samochodu. Wtedy my ładnie się do nich uśmiechnęliśmy, pokazaliśmy nasz kartonik z napisem Grecja i przepuścili nas dalej. 
W czasie długiego przejazdu prowadzący pojazd zapytał Piotrka, czy ma prawo jazdy i jaki ma samochód. Odpowiedź zadowoliła go na tyle, że zdecydował się oddać mu kierownicę na jakieś dwie godziny, a sam w tym czasie poszedł spać. Ja i Ania zrobiłyśmy to samo. Do Aten dojechaliśmy około 4:00 nad ranem, co było dla nas kłopotliwe, ponieważ nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić do wschodu słońca. Co gorsza po opuszczeniu samochodu od razu natknęliśmy się na podejrzane typy wyglądające na narkomanów. 
Budka dla policjanta - żeby mógł w spokoju pisać smsy albo przeglądać fb
Budka dla policjanta, wersja deluxe
Chcesz czytać dalej? Kliknij poniżej! :)

Następny wpis⇾

4 komentarze:

  1. Widzę, że się rozkręcasz.
    Coraz ciekawsze posty dodajesz. :)
    Mam ochotę śledzić Twoją historię i tak też zrobię. :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Na szczęście podróż obfitowała w ciekawe zdarzenia, więc będzie o czym poczytać.
      Ciekawa jestem, jakie jest Twoje nastawienie do podróży autostopem i czy jestem w stanie je zmienić tym co piszę.. hm? :)

      Usuń
    2. Zawsze wolę prowadzić niż być pasażerem... kręci mnie to i chyba nic na to nie poradzę, ale kto wie... może po przeczytaniu większej ilości wpisów na Twoim blogu... :p

      Usuń
    3. W autostopie najpiękniejsza jest ta niewiadoma i łączące się z nią nieprzewidywalne sytuacje, przygody. Najciekawsze zdarzenia są związane albo z kierowcami, albo z noclegami w dzikich miejscach. Jeśli moje opowieści choć trochę Ci to przybliżą, to będę szczęśliwa. :)
      PS. Na temat samego autostopu też pewnie się pojawi kiedyś wpis.

      Usuń