Miejsce na wylotówce z Aten było średnie, bo przy samej autostradzie. Samochody bardzo szybko jeździły, więc po jakimś czasie stwierdziliśmy, że spróbujemy szczęścia na równoległej, dużo mniejszej ulicy. Z mapy ciężko było odczytać, gdzie dokładnie ona prowadzi, a spytani przechodnie nie bardzo umieli nam to wytłumaczyć..
⇽Poprzedni wpis
Tak staliśmy prawie dwie godziny, na kacu i w niesamowitym upale, aż zatrzymał się przemiły Grek, a konkretnie Spartanin. Powiedział, że jedzie na wesele, nigdy wcześniej nie brał autostopowiczów, ale tego dnia sam zastanawiał się nad wypróbowaniem tej formy transportu, co uznał za znak. Przyznał też, że nie zatrzymał się od razu, tylko zawrócił po nas. Jechaliśmy z nim bardzo długo, na początku z nawigacji wynikało, że wysiądziemy na jakimś skrzyżowaniu za kilkaset kilometrów. Przez całą drogę miło się rozmawiało, zrobiliśmy postój w przydrożnym greckim fast food’dzie i okazało się, że nawigacja jednak zmieniła zdanie i postanowiła podwieźć nas do samego celu, czyli miejscowości bezpośrednio przy Meteorach. Tak to już bywa, że kiedy czekasz długo na samochód, okazuje się, że dowiezie cię dokładnie tam, gdzie chcesz.
Skały Meteorów na horyzoncie |
^_^ |
Już mieliśmy się rozkładać, ale nagle lunęło i zdążyliśmy tylko
zabezpieczyć nasze plecaki przed deszczem i okryć się pelerynami. Piotrek
zrezygnował z ostatniej czynności, by zażyć kąpieli. Na szczęście oberwanie
chmury nie trwało długo i mogliśmy rozstawić nasz domek. Weszliśmy do środka i
chociaż była dopiero ósma wieczorem, to postanowiliśmy już nie wychodzić, bo znów
zaczęło padać. W nocy przestawało tylko na krótkie chwile, podobnie rano, dlatego
nie spieszyło nam się. Otworzyliśmy namiot dopiero, kiedy deszcz prawie ustał i
wtedy.. wydarzyło się coś niespodziewanego i makabrycznego.
W chwili, kiedy Ania
podniosła swoją mokrą pelerynę zwiniętą i pozostawioną przed namiotem, wypadł z
niej.. skorpion. Zobaczyłam go jako pierwsza i próbowałam wyartykułować co
widzę, ale przyszło mi to z dużą trudnością. Wskazywałam tylko w miejsce, gdzie
spadło stworzenie i piszczałam. Skorpion wszedł pod sandał, a my schowałyśmy
się do namiotu. Zaczęły się rozmyślania, co zrobić. Padł pomysł, żeby spróbować
umieścić stworzenie w kubku i wyrzucić gdzieś daleko od nas, ale wydało nam się
to zbyt ryzykowne.. nie mieliśmy pojęcia, co zrobić, jeśli któreś z nas
zostałoby ukąszone. Próbowaliśmy go wystraszyć, ale gdy podniosłam buta,
pięciocentymetrowa zgroza podeszła pod namiot.. W końcu w akcie desperacji, bezsilności
i strachu, udało mi się go odgonić od namiotu, a gdy znów schował się pod
butem, zgniotłam go drugim sandałem. Do tej pory jest mi przykro, że musiał
zginąć, ale innego wyjścia wtedy nie widzieliśmy. Co więcej, okazało się, że
przedstawiciel tego gatunku, to jeden z najbardziej jadowitych skorpionów w
Europie.
„Mesobuthus gibbosus dysponuje jednym z najsilniejszych jadów w Europie. Ukłucie przez tego skorpiona może przynieść przykre skutki. Zdrowy dorosły człowiek może odczuć:silny ból, gorączkę, drgawki, niekontrolowane wydalanie moczu i kału. Taki stan zdrowia może utrzymywać się nawet przez tydzień. Zaś osoby starsze jak i dzieci są narażone na utratę życia. Zaraz po ukłuciu powinniśmy skontaktować się z lekarzem i pozostać pod jego kontrolą, dopóki wszystkie objawy nie miną.”
źródło:skorpiony.com
źródło:skorpiony.com
Daliśmy mu szansę, by
uciekł, ale niestety jej nie wykorzystał. Jesteśmy jednak wdzięczni losowi, że
nas nie ukąsił, bo konsekwencje byłyby okropne.
Po tej niemiłej
przygodzie, bardzo ostrożnie wyszliśmy ze schronienia i zaczęliśmy zbierać nasze
rzeczy. Postanowiliśmy, że zostawimy dwa plecaki w namiocie i zamkniemy go na
kłódkę, a sami pójdziemy z jednym bagżem. Pogoda była niepewna,
więc spakowaliśmy bluzy, trochę prowiantu i ruszyliśmy w stronę przedziwnych
skał. Udało nam się złapać po drodze autostop. Podwiozła nas starsza niemiecka
para. (To był dziwny stop, bo zapytaliśmy gdzie jadą i od razu weszliśmy im do
samochodu.. a oni byli trochę w szoku, bo chyba myśleli, że chcemy tylko o coś
zapytać.. rutyna nas zjadła trochę :P )
Pięciocentymetrowa zgroza |
Gdy wysiedliśmy,
powitały nas bajeczne krajobrazy. Nic dziwnego, że to miejsce zostało wpisane na listę UNESCO. Moje pierwsze skojarzenie związane było z
Górami Stołowymi, od których jednak widoki różniły się przede wszystkim za
sprawą monastyrów zbudowanych na szczytach. Panorama robiła wrażenie głównie
dzięki przepaści, jaka roztaczała się bezpośrednio przed nami, za raz obok
drogi. Dopiero później było widać te dziwne skały z budynkami. Pogoda zrobiła
się już całkiem słoneczna, co umilało spacer.
Postanowiliśmy zwiedzić jeden z klasztorów. Dlaczego tylko jeden? Bo wejście do każdego kosztowało 3€, a w środku nie można było robić zdjęć. Uznaliśmy więc, że jeden w zupełności wystarczy. Przy drzwiach siostra zakonna wręczyła mi i Ani spódnice i cienkie bluzki, by zakryć nasze roznegliżowane ramiona i nogi. We wnętrzu najciekawsza była kaplica cała w pięknych, złotych ikonach. Próby robienia zdjęć były karane nakazem skasowania ich z telefonu, czy aparatu, o czym przekonał się Piotrek. Klasztor nie był duży, a przynajmniej część udostępniona do zwiedzania, więc po około 20 minutach i wizycie w sklepiku z dewocjonaliami ruszyliśmy dalej.
Tym razem ubrali nas w stylu granny |
Odwiedzony przez nas klasztor św. Stefana |
Michał Anioł |
Widok podczas obiadu |
W tym miejscu pragnę podziękować Piotrkowi za każde zdjęcie które mi zrobił.. a było tego trochę :P |
Czytam z coraz większym zaciekawieniem... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie :)
UsuńAż mnie ciarki przeszły, jak przeczytałam o tym skorpionie;D
OdpowiedzUsuńPrzepiękne widoki:)
Jak miło, że moje opisy na kogoś działają w ten sposób! :D
UsuńMeteory to jedno z najpiękniejszych i najbardziej niesamowitych miejsc, jakie w życiu widziałam, więc bardzo polecam się tam wybrać. ;)