środa, 23 marca 2016

Bałkany: 14. Serbia - nocne zwiedzanie Belgradu i spanie na dworcu


      W końcu zatrzymał się kierowca, który widział nas już wcześniej, zlitował się i podwiózł kilka kilometrów, w lepsze miejsce. Tego dnia udało nam się też przejechać tirem, a na koniec, kiedy już zachodziło słońce i mieliśmy szukać miejsca do spania, złapaliśmy autobus. Co prawda nie turystyczny, a pracowniczy, ale w komfortowych warunkach dojechaliśmy do centrum Belgradu. W pojeździe siedziało około dziesięciu mężczyzn i jeden zagadał do nas opowiadając, jak to poprosili kierowcę, żeby nas wziął, że pracują w elektrociepłowni i że podoba im się to, co robimy..



W autobusie złapanym na stopa :)

Z niezmiernie przydatnego pliku "Krzaki" pobranego z grupy autostopowej, dowiedzieliśmy się, że w Belgradzie nikt nas nie wygoni, jeśli będziemy chcieli spać na dworcu. Postanowiliśmy, że zostawimy bagaże w bardzo taniej dworcowej przechowalni, pójdziemy na nocne zwiedzanie, a potem wrócimy przespać się w pobliżu posterunku policji na stacji kolejowej. Zagadaliśmy nawet do jednego policjanta. Był bardzo miły, powiedział, że śpi tu wiele osób i nie będzie problemu, jeśli też chcemy się gdzieś rozłożyć. Stwierdził, że moglibyśmy się przekimać w celi, ale wtedy musiałby nas spisać, więc nie chcąc robić nam problemów, poradził tylko, żeby się trochę pospieszyć, jeśli chcemy zająć którąś z ławek. 


Belgrad nocą

Kiedy rozpoczęliśmy przechadzkę, w pierwszym parku jaki mijaliśmy, zobaczyliśmy obozowiska pełne uchodźców/imigrantów, co trochę nas przestraszyło i bardzo zasmuciło. Miejsce to było bardzo zaśmiecone i pełne ludzi, którzy koczowali w bardzo kiepskich warunkach. Trochę wiemy jak to jest, ale my godzimy się na podobne warunki z własnej woli i raczej dla przyjemności..


Poszliśmy na spacer głównymi ulicami miasta i wdrapaliśmy się na wzgórze zamkowe, z którego roztaczał się wspaniały widok na rzekę i rozświetlone miasto. Belgrad wywarł na nas bardzo dobre wrażenie i jednogłośnie stwierdziliśmy, że warto tu kiedyś wrócić i zobaczyć go za dnia. Nocne zwiedzanie zakończyliśmy pijąc piwo w parku, podobnie jak wiele innych osób. Zapytaliśmy nawet grupkę chłopaków, czy w Serbii nie ma problemu z policją, jeśli spożywa się alkohol w miejscach publicznych, a oni upewnili nas, że nikt się nie przyczepi. Był to bardzo zadbany teren otoczony ciekawym murem, ozdobiony pięknymi latarniami.. bez śladu uciekinierów. Najwyraźniej władze miasta stwierdziły, że lepiej będzie, jeśli ten reprezentacyjny park pozostanie w dobrym stanie.






Twierdza na wzgórzu
Około pierwszej powróciliśmy na dworzec i po odebraniu bagaży, skierowaliśmy kroki pod posterunek policji. Zaczęliśmy się tam rozkładać ze śpiworami, kiedy wyszedł do nas gruby policjant.. zupełnie nie ten, co wcześniej. Kazał się stamtąd zbierać, a na nasze tłumaczenia, że przecież śpi tutaj mnóstwo ludzi i gdzie w takim razie mamy się rozłożyć, odpowiedział tylko, że powinniśmy iść do hotelu. Trochę zdenerwowani, przenieśliśmy się na pobliski peron i położyliśmy się między ławkami. O szóstej obudzili nas krzątający się w około ludzie i pociąg, który właśnie nadjechał. W ciągu nocy nikt nas jednak nie niepokoił, więc z czystym sumieniem mogę polecić to miejsce noclegowe. Po ogarnięciu się w dworcowej toalecie, ruszyliśmy na wylotówkę. 


Widok po przebudzeniu
Droga była dość długa, przechodziliśmy przez wysoki most nad Dunajem, pod którym przepływały jednostki wojskowe i zrobiliśmy sobie postój w McDonaldzie, a na koniec skorzystaliśmy z komunikacji miejskiej, żeby móc zacząć łapać w lepszym miejscu. Tym samym, trochę z przykrością, zaczęliśmy swą drogę powrotną do domu. Czuliśmy, że gdyby to od nas zależało, moglibyśmy jeździć jeszcze przez następny miesiąc. Wzywały nas jednak zobowiązania brutalnego, realnego świata.


Jednostka przepływająca Dunajem

W autobusie na wylotówkę
Nocna panorama miasta
Podróż do domu zajęła nam dwa dni, z czego dłuższy postój zaliczyliśmy na granicy serbsko-węgierskiej, na której w kilkukilometrowej kolejce czekała masa samochodów. Zwiększona ostrożność i kontrola była zapewne związana z dużą liczbą uchodźców przemierzającymi tę trasę. Mieliśmy też podejrzenia, że długi czas naszego oczekiwania na samochód jest związany właśnie z tymi wydarzeniami. Czy to możliwe, by ludzie brali nas za Syryjczyków? Gdy wreszcie zatrzymało się dla nas auto, dziewczyna, która je prowadziła, chwilę się nam przyglądała i po chwili powiedziała, że możemy wsiadać. Z okna jej samochodu, po prawej stronie, widzieliśmy obóz przygotowany dla imigrantów przemierzających Europę, a w dalszej drodze także kilka grup obładowanych ludzi idących wzdłuż autostrady.

Z naszą wybawicielką jechaliśmy niemal przez całą noc, by wysiąść przy granicy ze Słowacją. Tam rozbiliśmy namiot na polu przy stacji benzynowej, a rano ruszyliśmy dalej, z myślą, że uda nam się dotrzeć tego dnia do domu. Plan się powiódł, ale chwilę zwątpienia przeżyliśmy na autostradzie, już w Polsce, gdzie wysadzili nas kierowcy vana. Miejsce było bardzo kiepskie, ponieważ potencjalny samochód, musiałby się zatrzymać na poboczu. 

Dla kierowcy pewnego tira nie był to najwyraźniej problem, bo już za chwilę biegliśmy do niego, by zapytać, czy nas weźmie. Zaproponował, że weźmie tylko jedną osobę. Jechał w moim kierunku, dlatego stwierdziłam, że Ani i Piotrkowi będzie łatwiej łapać dalej we dwójkę, więc pojechałam do Siewierza, skąd miałam już tylko 8 km do domu. Okazało się, że podróż moich towarzyszy wcale nie była prostsza beze mnie. Udało im się jednak złapać transport do Warszawy na stacji benzynowej. Tym sposobem dojechałam do domu około 15tej, natomiast moi kompani dopiero późno w nocy.

Tym samym zakończyliśmy naszą prawie miesięczną przygodę. Trudno podsumować ten czas, w którym wydarzyło się tak wiele.. Właśnie za to kocham podróże autostopem - zawsze jest intensywnie, nieprzewidywalnie, czasem ciut niebezpiecznie, strasznie, a innym razem niewyobrażalnie pięknie. Niewiarygodne jest również to, że bardzo często, kiedy jest źle, kiedy coś nie wychodzi, albo kiedy po prostu potrzebujemy prysznica i wygodnego łóżka, pojawia się ktoś, zesłany przez los, (czy jak kto woli - Anioła Stróża) kto nam bezinteresownie pomoże. Spośród wielu zalet autostopu, na pewno jedną z bardziej wartościowych jest wzmocnienie wiary w dobroć ludzką - na prawdę, na własnej skórze można przekonać się, że dobrych ludzi jest znacznie więcej niż tych złych ;)


KONIEC





 Poniżej relacja z kolejnej wyprawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz