wtorek, 27 grudnia 2016

Mój pierwszy raz: 1. Sylwester autostopowy


Zaczęło się od tego, że kiedy miesiąc przed Sylwestrem rozmawiałam z koleżanką o jej planach na pożegnanie 2010 roku, odparła, że jedzie stopem do Barcelony. Brzmiało nieprawdopodobnie, ale po sprawdzeniu informacji w Internecie okazało się, że rzeczywiście znalazło się sporo takich szalonych osób.

⇽Poprzedni wpis

Od dawna marzyłam o podróży autostopem, więc zgodziłam się pojechać razem z nią. Miał to być mój pierwszy poważny wyjazd tego typu. Do tamtej pory przejechałam tak tylko 90 km – z domu do Częstochowy i z powrotem. 

Stwierdziłyśmy, że podróż byłaby ryzykowna, gdybyśmy pojechały we dwie, dlatego przydałoby się znaleźć faceta. Dominika zostawiła więc na stronie rejestracyjnej znacznik „szukam towarzysza podróży”. Znalazło się kilku chłopaków, a w końcu został jeden - Sławek. Moja towarzyszka miała co do niego lekkie wątpliwości. Pytała mnie: „Gadałaś z nim? Nie wydaje Ci się dziwny?”. Jak dla mnie w kontakcie przez gg był całkiem przeciętny, ale za to w realu.. miał coś tak zbereźnego w oczach połączonego z przyćpaniem i niekontaktowaniem, że po kilku jego minach, zastanawiałam się, jakim cudem kierowcy w ogóle nas wpuszczają do samochodów.

Łapanie stopa wcale nie było łatwe. Miałyśmy wystartować z Siewierza i we dwie dotrzeć do Wrocławia, co okazało się dla nas zbyt trudne. Przede wszystkim ze względu na to, że Dominika dźwigała w plecaku całą wałówę, którą mama dała jej na tydzień do akademika. Bo oczywiście nie powiedziałyśmy rodzicom. Ja, żeby nie martwić mamy, która już była przerażona, na myśl, że idę na tydzień w góry. Bałam się myśleć, co by było, jakbym jej powiedziała, że jadę autostopem do Barcelony. Dominika nie powiedziała, bo by jej nie puścili. Oznajmiła, że wraca do Krakowa na szkolenie BHP.

Do Siewierza przywiózł Dominikę jej tata, więc nie mogłyśmy od razu wystawić kciuków, bo by to zauważył. Wymyśliła, że zaczniemy w Będzinie. Mogło się udać, ale zaczęło nam już brakować czasu. Pojechałyśmy do Będzina autobusem i stanęłyśmy w zatoczce przed światłami. Większość ludzi robiła przepraszającą minę i machała, niektórzy się śmiali, a inni udawali, że nie widzą. Nie pamiętam nawet, czy ktokolwiek się zatrzymał.

I tak przez dwie godziny, aż w końcu się poddałyśmy. Co tam, trudno się mówi. Nie obiecywałyśmy sobie, że od początku to będzie stop. Zmieniłyśmy taktykę - postanowiłyśmy dotrzeć do Wrocławia pociągiem. Sławek się już niecierpliwił i trochę denerwował, bo usłyszał, że przyjedziemy o 14.30, a miałyśmy być o 12. No trudno, ważne że dotarłyśmy. Z dworca skoczyliśmy szybko do biedronki, po czym na stację Orlen podwiozła nas siostra Sławka z chłopakiem. 

Podróżowanie zimą ma wiele minusów - na przykład to, że szybko robi się ciemno



W kolejnym wpisie ciąg dalszy podróży do Barcelony - już całkowicie autostopowy ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz