Zaczęło się od tego, że kiedy miesiąc
przed Sylwestrem rozmawiałam z koleżanką o jej planach na pożegnanie 2010 roku,
odparła, że jedzie stopem do Barcelony. Brzmiało nieprawdopodobnie, ale po
sprawdzeniu informacji w Internecie okazało się, że rzeczywiście znalazło się
sporo takich szalonych osób.
Od dawna marzyłam o podróży autostopem, więc zgodziłam się pojechać razem z nią. Miał to być mój pierwszy poważny wyjazd tego typu. Do tamtej pory przejechałam tak tylko 90 km – z domu do Częstochowy i z powrotem.
Stwierdziłyśmy, że podróż
byłaby ryzykowna, gdybyśmy pojechały we dwie, dlatego przydałoby się znaleźć
faceta. Dominika zostawiła więc na stronie rejestracyjnej znacznik „szukam
towarzysza podróży”. Znalazło się kilku chłopaków, a w końcu został jeden - Sławek. Moja
towarzyszka miała co do niego lekkie wątpliwości. Pytała mnie: „Gadałaś z nim?
Nie wydaje Ci się dziwny?”. Jak dla mnie w kontakcie przez gg był całkiem
przeciętny, ale za to w realu.. miał coś tak zbereźnego w oczach połączonego z
przyćpaniem i niekontaktowaniem, że po kilku jego minach, zastanawiałam się,
jakim cudem kierowcy w ogóle nas wpuszczają do samochodów.
Łapanie stopa wcale nie
było łatwe. Miałyśmy wystartować z Siewierza i we dwie dotrzeć do Wrocławia, co
okazało się dla nas zbyt trudne. Przede wszystkim ze względu na to, że Dominika
dźwigała w plecaku całą wałówę, którą mama dała jej na tydzień do akademika. Bo
oczywiście nie powiedziałyśmy rodzicom. Ja, żeby nie martwić mamy, która już
była przerażona, na myśl, że idę na tydzień w góry. Bałam się
myśleć, co by było, jakbym jej powiedziała, że jadę autostopem do Barcelony.
Dominika nie powiedziała, bo by jej nie puścili. Oznajmiła, że wraca do Krakowa
na szkolenie BHP.
Do Siewierza przywiózł
Dominikę jej tata, więc nie mogłyśmy od razu wystawić kciuków, bo by to
zauważył. Wymyśliła, że zaczniemy w Będzinie. Mogło się udać, ale zaczęło nam
już brakować czasu. Pojechałyśmy do Będzina autobusem i stanęłyśmy w zatoczce
przed światłami. Większość ludzi robiła przepraszającą minę i machała, niektórzy
się śmiali, a inni udawali, że nie widzą. Nie pamiętam nawet, czy ktokolwiek
się zatrzymał.
I tak przez dwie godziny,
aż w końcu się poddałyśmy. Co tam, trudno się mówi. Nie obiecywałyśmy sobie, że
od początku to będzie stop. Zmieniłyśmy taktykę - postanowiłyśmy dotrzeć do
Wrocławia pociągiem. Sławek się już niecierpliwił i trochę denerwował, bo
usłyszał, że przyjedziemy o 14.30, a miałyśmy być o 12. No trudno, ważne że
dotarłyśmy. Z dworca skoczyliśmy szybko do biedronki, po czym na stację Orlen
podwiozła nas siostra Sławka z chłopakiem.
Podróżowanie zimą ma wiele minusów - na przykład to, że szybko robi się ciemno |
W kolejnym wpisie ciąg dalszy podróży do Barcelony - już całkowicie autostopowy ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz