Już po wejściu do pociągu
wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwa podróż. Wagony były wypchane po brzegi, z
nieba lał się żar, a powietrze dopływało jedynie z kilku małych okienek. Ta
mieszanka sprawiła, że prawie nie dało się oddychać. Przez pierwsze kilka
godzin spaliśmy, a gdy się obudziliśmy zlani potem, zauważyliśmy, że w pozycji
siedzącej jest nieco mniej gorąco. Graliśmy więc w gry karciane, zjedliśmy
zupki chińskie, a także budyń zrobiony na pociągowym wrzątku, potem kupiliśmy
jeszcze zimne piwo z warsu za 3 zł i w ten sposób przetrwaliśmy 12. godzinną
podróż.
Późnym wieczorem
przeszliśmy się jeszcze po lwowskim dworcu kolejny raz dziwiąc się, że jest tak
ogromny, a jego wystrój przypomina pałac. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na wielkie,
piękne zasłony w czterometrowych oknach.
Lwowskie piwko w pociągu |
Przed budynkiem
znaleźliśmy przystanek - oczywiście bez rozkładu, więc zapytaliśmy pewnej pani,
czy może wie, jak dojechać na wylotówkę. Powiedziała, że mieszka niedaleko,
więc możemy z nią wysiąść. Tak też zrobiliśmy, a wtedy ona zaproponowała nam
prysznic u siebie.. mam nadzieję, że nie dlatego, że całą drogą siedziałam obok
niej. Początkowo oponowaliśmy, ale w końcu przyjęliśmy zaproszenie i szybko się
u niej umyliśmy.
Dworzec we Lwowie nocą |
Po wyjściu z łazienki,
gospodyni już stawiała na stole makaron z sosem grzybowym i sałatkę, a jej mąż
wyjął z lodówki wódkę. Chociaż mówiliśmy, że nie jesteśmy głodni, to
dostawaliśmy na talerze kolejne porcje. Widząc makaron z grzybami, nie
spodziewaliśmy się, że będzie to coś tak dobrego. W dalszej rozmowie wyszło
jednak na jaw, że przemiła pani pracuje w restauracji jako kucharka. Na
dodatek, nie była to byle jaka restauracja, a „U Gruzina”, w której kilka dni
wcześniej jedliśmy pyszne hinkali.
Nasi gospodarze mieszkali
bardzo skromnie i ubolewali, że nie mają miejsca, by nas przenocować, ale
odprowadzili nas do małego lasku przy drodze na Medykę, gdzie rozbiliśmy
namiot. Nazajutrz chcieliśmy dotrzeć do Krakowa, co okazało się nie takie
proste, ponieważ na wylocie ze Lwowa nikt nie chciał się zatrzymać.
Próbowaliśmy łapać z polską flagą, ale to nie pomagało. Na dodatek zaczynało
lekko kropić a nad naszymi głowami gromadziły się ciemne chmury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz